Bosze :o jak ja nie nawidze jak się coś się psuje :'( baaardzo nie nawidze :/ czemu Valdez nie wymyślił maszyny ,,Napraw życie"? Ja się pytam... no ale, złapałam internet :D coś się naprawiło :) jupi :D znowu perspektywa Maxa ;) nie czytałam ostatnich komentarzy, ale spróbuję to zrobić dzisiaj xD miłego czytania ;***
---------------------------------------------------------
Umarłem. Ta myśl była jak porażenie piorunem. Spróbowałem wyślsilić mózg (chociaż po ostatnim spotkaniu z Lili, dostałem wiadomość, że go nie posiadam) i przypomnieć sobie, co się stało. Niestety w moim mózgu ziała ogromna, czarna dziura, która pochłaniała moje wspomnienia. Spróbowałem jeszcze raz. Tym razem dostałem nadmiar wspomnień. Uderzyły we mnie, jak fala w piasek. Rozbolała mnie głowa. Otworzyłem oczy i natychmiast tego pożałowałem. Przed moją głową stał odwrócony tyłem, gruby satyr, przez co miałem cudny widok, na jego włochaty zadek (nie polecam). Odwróciłem wzrok i spojrzałem na swoje ciało. Widok przyprawił mnie o mdłości. Byłem pokryty plastrami z paskudną, zieloną mazią, a ramię miałem owinięte brązowym? nie. Czerwonym bandażem. Na bogów... co to jest? Usiłowałem wstać, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Satyr chyba zorientował się, że zacząłem funkcjonować, bo odsunął się od mojej koi. Za nim stał, a raczej siedział Chejron, w swojej ludzkiej formie. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko, po czym powiedział coś do satyra, a ten wybiegł z pomieszczenia.
- Witaj Max, widzę że się obudziłeś.
- Dzień dobry...
- Raczej dobry wieczór - poprawił mnie.
- Yhy... ile?
- Pięć dni. I tak miałeś szczęście, że przeżyłeś. Zostałeś zraniony mieczem, tak?
Zawstydzony odwróciłem wzrok. Miałem ochotę wymyślić jakąś historyjkę, ale jak okłamać faceta, co ma ponad trzy tysiące lat? Spojrzałem mu w oczy, wziąłem głęboki wdech i zacząłem opowiadać. Centaur przysłuchiwał się wszystkiemu w milczeniu. Skończyłem mówić i czekałem na jakieś kazanie. Na szczęście się nie doczekałem. Chejron po prostu powiedział.
- Jedyne co mnie interesuje, to ten cień potwora i osoba z którą rozmawiał.
- Mirco - palnąłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Chejron zmarszczył brwi.
- Rozumiem, że się nie lubicie, ale nie możesz oskarżać go bez dowodów.
Znowu byłem wściekły, ale po liczyłem do dziesięciu i zapytałem.
- Proszę pana, ten miecz. Czy on mi coś zrobił? - To pytanie go zaskoczyło.
- No, tak jak mówiłem. Ostrze musiało być przesiąknięte mocną trucizną, bo kiedy cię przyprowadzili, zacząłeś robić się szary.
- Przyprowadzili? Centaur westchnął.
- Will i twoja przyjaciółka, Lili.
- Och... Wspomnienie Lili sprawiło, że miałem ochotę się uśmiechnąć. Jednak po ten zrobiło mi się smutno. Czyli Kate woli mistrza czasu. Poczułem zazdrość, po tem jednak wściekłość na uczucie zazdrości. Chyba musiałem wyglądać strasznie, bo Chejron zacmokał zirytowany.
- Prześpij się.
- Ale...
Pstryknął palcami i powieki zaczęły mi ciążyć. Myślałem że się wyśpię, niestety moja dusza miała inne plany. A mianowicie, wybrała się na wycieczkę do Chicago. Rozpoznałem miasto, bo przez ponad pięć lat tam mieszkałem w rodzinie zastępczej (długa historia). Przeniosłem się na dach wieżowca z którego miałem idealny widok na miasto. Nagle, za moimi plecami usłyszałem do nośne stukanie. Odwróciłem się i zmarłem. Przed jakimś wysokim typkiem, siedziała ta zjawa, którą widziałem w lesie.
- Mój panie, przynoszą wieści od szpiega.
- Mów.
- Rozsyłają najpierw do Los Angeles, tak jak przewidziałeś panie. Zeus nie wie co się dzieje, wszędzie rozsyła bogów a obóz półbogów.
- Doskonale, czy w obozie... - Przerwał. - ktoś tu jest!
- Przecież to nie możliwe, ukryliśmy to miejsce!
- Heros - warknął. - Tak ci śpieszno do umierania, młodzieńcze?
Odwrócił się w moim kierunku, a ja zmarłem. Tam gdzie powinna być twarz, był niebieski wir gwiazd. Chciałem uciekać, ale moje nogi zapadły się w posadzkę. Facet otworzył usta, a z nich wydobył się dziewczęcy głos:
,,Obudź się!"
Otworzyłem oczy i wstałem, przy czym uderzyłem w czyjąś głowę.
- Aua! - Dziewczyna pisnęła. - Masz metalową głowę, czy co?
Z radością rozpoznałem jej głos. Rozeźlona Lili stała nademną, a jej oczy miotały błyskawice.
- Wybacz, ciemnoto - wytrzeżyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Cicho bądź glonie - odparowała. - Musiałam cie obudzić. Zacząłeś robić się zielony. Czy Posejdon oferuje ci zamianę w glona, kiedy spisz? Bo wiele bym dała, aby to zobaczyć.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Usiadłem na łóżku i popatrzyłem na siebie. Z radością uznałem, że mam na sobie ubranie, jeansy i pomarańczową koszulkę obozowicza. Uśmiechnąłem się do Lili, a ona popatrzyła na mnie i złapała mnie za rękę. Wstałem i razem wybiegliśmy z infirmerii. Ruszyliśmy w kierunku pól truskawek. Jak zwykle byłem pierwszy, więc zatrzymałem się na miejscu i zacząłem dyszeć, czekając na nią. Lili przebiegła i zaczęła się śmiać, przez co zaraziła mnie głupawką. Położyliśmy się na trawie śmiejąc się jak małe dzieci. Po ten przez chwilę leżeliśmy w ciszy, którą moja przyjaciółka szybko przerwała.
- Wiesz. Fajnie się z tobą bawię. Jesteś taki... taki inny.
- Dzięki.
- Nie, nie w złym sensie. Taki wyjątkowy.
Usiadłem i popatrzyłem się w jej czarne oczy.
- Wyjątkowy?
- Tak. Wyjątkowy.
Usiadła, a ja złapałem ją za rękę.
- Wiesz, czasem mnie zadziwiasz, ciemnoto.
- Glonie...
Co kolwiek miała zamiar powiedzieć, nie powiedziała. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem. Po czym odsunąłem się trochę. Lili uśmiechnęła się promienie. Wstałem i złapałem ją za rękę.
- Idziemy.
- Dokąd?
- Zobaczysz.
I wyszliśmy trzymając się za ręce.
---------------------------------------------------------
No :D jakoś napisałam ;) jak myślicie, kim jest ten typem ze snu Maxa? jak tak teraz sprawdzam na szybko, wydaje się dość długi... ;3 a więc dziękuję za uwagę i do zobaczenia w... :)