wtorek, 30 czerwca 2015

,, Sen 2/3 "

Rozdział z dedykacdla czytelników mojego bloga ^^ mam nadzieje że będzie się wam podobał *-*

                                         
Bum! Bum! Bum! Wstałem tak szybko,  że uderzyłem się o jakąś drewnianą belkę.
- Au!  Rozmasowałem głowę. Do pokoju weszła jakaś dziewczyna. Miała ciemne, długie kręcone włosy i niebiesko zielone oczy. Popatrzyła się na mnie i uśmiechnęła się.
- Ty jesteś Max, prawda? - zapytała.
- Uhm... nie było mnie stać na mądrzejszą odpowiedź. Dziewczyna zaśmiała się cicho. Miała ładny głos.
- Jestem Lili. Córka Hadesa.
Popatrzyłem na nią z szeroko otwartymi oczami. Córka Hadesa? Spotkałem już wiele dzieciaków pana umarłych, ale wszyscy byli smutni i nigdy się nie uśmiechali. Lili była całkiem inna. Miała w oczach błysk szczęścia a w jej głosie nie było żalu.
- Acha... yyy ok. Ja jestem synem Posejdona.
- Wiem. Chejron kazał mi cię przyprowadzić - Kolejny uśmiech.
- To ja się może przebiorę... zarumieniła się i wyszła. Poszedłem do łazienki i umyłem zęby. Kiedy doprowadziłem się do porządku, wyszedłem z domku. Lili siedziała na trawie i bawiła się z kotem. Hades i kot? Kiedy tylko wyobraziłem sobie takie połączenie, chciało mi się śmiać. Dziewczyna odwróciła się, wstała z ziemi i podeszła do mnie. Poszła przed siebie a ja ruszyłem za nią. Tak jak już wiedziałem, szła do wielkiego domu. Na początku przypominała mi Kate. Dopiero teraz zauważyłem, że jest trochę niższa od Kate i ma dłuższe włosy. No i oczywiście inne oczy. Kate... dawno jej nie widziałem. Peter mówił mi, że ostatnio Chejron przeniósł ją do wielkiego domu. Przyłapałem się na tym, że przy przyglądam się Lili. Była całkiem ładna. Włosy miała rozpuszczone i troszeczkę rozczochrane. Była ode mnie trochę niższa. Sprawiała wrażenie wyluzowanej, ale w każdej chwili gotowej do walki.
[ Nie, nie zakochałem się i nie, nie podoba mi się ]. Dobra. Zatrzymała się przed drzwiami i odwróciła się do mnie.
,, Miłej rozmowy wodniku "
Po tych słowach zbiegła na dół i tyle ją widziałem. Otworzyłem drzwi i chwiejnym krokiem wszedłem do środka. Chejron siedział na swoim wózku a na sofie zobaczyłem kogoś jeszcze. Moja przyjaciółka,  Kate leżała skulona w rogu i czytała jakąś książkę. Lektura musiała ją całkowicie pochłonąć, bo na twarzy miała ten swój wyraz zamyślenia.
- Hm, hm - chrząknąłem.
- Witaj Max. Najwyższa pora.
Kate spojrzała na mnie u uśmiechnęła się. Wstała z sofy i podeszła do mnie.
- Dawno cię nie widziałam, wodniku. Przytuliła się do mnie. Chejron patrzył na nas z wyrazem zastanowienia. Po chwili głęboko westchnął i powiedział.
- Mamy problem. Twój brat Percy już od pięciu dni nie odpowiada na wezwania. Wysłaliśmy Mirca na zwiady, ale wrócił ledwo żywy do obozu. Mówił coś o jakiej Amperianie... jakoś tak to brzmiało. W każdym bądź razie, musimy podjąć pewne kroki które...
- Yhy, ale co ja mam z tym wspólnego?
- Właśnie do tego zmierzam Max. Nie miałeś ostatnio jakiś snów? Coś cokolwiek co było połączone z czymś dziwnym? Może widziałeś Percy'ego?
Przypomniałem sobie mój ostatni sen. O brazowy ptaku o wielkim ligowym moście i przepaści do której wpadłem, ale nie powiedziałem mu prawdy.
- Nie ostatnio nic mi się nie śniło - uznałem stanowczo.
Kate popatrzyła na mnie z wyrzutem. Zawsze mi mówiła że nie umiem kłamać, ale Chejron chyba mi uwierzył.
- Dobrze, możesz iść. Ale gdybyś miał mi coś więcej do powiedzenia,  to wiesz gdzie mnie znaleźć.
Podziękowałem i wyszedłem na taras. Drzwi wejściowe otworzyły się powoli i wyszła z nich Kate. Stanęła obok  mnie. Popatrzyłem się na obóz. Teraz kiedy zaczęły się wakacje, coraz więcej herosów przyjeżdżało do obozu. Kate wyciągnęła rękę a na niej pojawił się kwiat. Popatrzyłem na nią. W głowie usłyszałem to jej głos
Już na zawsze będziemy przyjaciółmi, obiecuję...
Spojrzałem na nią. Doszło między nami ciche porozumienie. A potem wydarzyło się coś tak dziwnego, że mój mózg nie potrafił przetworzyć tych informacji.
Kate pocałowała mnie i powiedziała cichym szeptem.
Uważaj na siebie wodniku.
I wybiegła do środka a ja zostałem sam z moimi przemyśleniami.

-----------------------------------------
No to mamy kolejnego bohatera :3 a mianowicie Lili Corlsyn. Córkę Hadesa ^^ jedyne co jeszcze odpowiem to to, że Lili będą miała duże znaczenie w losach Maxa i jego przyjaciół *-* kolejny rozdział pojawi się jutro albo po jutrze :*

poniedziałek, 29 czerwca 2015

,, Sen 1/3 "

Kocham was ♥♡45 obserwatorów ^^ bardzo dziękuję wszystkim co czytają i komentują mojego bloga :3 naprawdę jest mi miło ;) *-*

----------------------------------------
Kolejny rozdział napisany z perspektywy Maxa ^^ mam nadzieje ze będzie się wam podobać *-*

Ostatnią rzeczą którą pamiętam zanim straciłem przytomność, był człowiek z złotym mieczem. Potem była ciemność.

                                               ******     
Biegłem przez pola. Koło mnie leciał złoto brązowy orzeł. Nie miałem wyznaczonego celu. Jedyne co wiedziałem to to, że muszę biec za ptakiem. Ile biegłem? Godzinę a może dwie. Nie wiem. Nie byłem w stanie określić czasu, miejsca i mojego stanu. Powoli zacząłem opadać z sił, jednak ptak leciał dalej. W końcu przefrunął wysoko nad jakąś dziurą i zatrzymał się na jej końcu. Podbiegłem i spojrzałem w dół. Przedemną piętrzyła się  ogromna przepaść a jedyną drogą na drugi koniec, był stary linowy most. Orzeł spojrzał na mnie swoimi brązowymi ślepiami i zaczął śpiewać.  Piosenka była pełna smutku, żalu i poczucia winy. Na swój sposób piękna, ale i kalecząca. Przypomniały mi się wszystkie złe chwile z mojego dzieciństwa. Kiedy moja matka umarła a mnie oddali do domu dziecka, jak byłem wyśmiewany za to że bałem się polecieć samolotem na wycieczkę... Mógłbym tak wymienić przez cały dzień. Postanowiłem jednak się nie poddawać i ruszyłem w kierunku mostu. Ostrożnie postawiłem nogę na linie i wstrzymałem oddech, ale nic się nie stało. Powoli ruszyłem przed siebie. Strach mnie nie opuszczał. Kiedy byłem w połowie drogi, liny pękły a ja runąłem w przepaść. Spadłem i spadłem aż nagle  znalazłem się w wodzie. Byłem pewny że zaraz poczuje przypływ energii, wiec zdziwił mnie fakt że ledwo utrzymuję się na powierzchni. Powoli odpadam na dno. Zapomniany przez bliskich... odrzucony przez dziewczynę...
Brak tlenu rozsadzał mi płuca. Nagle nademną pojawiła się twarz Kate. Nie ta ponura i zapłakana,  ale szczęśliwa i roześmiana. Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i mnie przytuliła.
,, Już zawsze będziemy przyjaciółmi, obiecuję. " Zamknąłem oczy...

                                                *****
Obudziłem się cały zalany potem. Było ciemno, więc chyba była noc. Idealnie... prawdopodobnie znajduje się w jakimś pomieszczeniu dla wariatów...
Powieki zaczęły mi ciążyć.  W mojej głowie usłyszałem cichy, kobiecy głos...
Nie poddawaj się Max... Twój ojciec jest z ciebie dumny. Dobrze sobie radzisz... nie zawiedź go...
Zasnąłem.

----------------------------------------
Rozdział nie jest najdłuższy ale będzie podzielony na 3 części więc wiecie... :3

sobota, 27 czerwca 2015

INFORMACJA ^^

Znowu mam małe opóźnienie, wiec rozdział pojawi się z poniedziałku na wtorek :) znowu postaram się go przedłużyć :* przepraszam ^^

,, Pegaz "

Ehem ^^ postanowiłam spróbować czegoś nowego i napisać rozdział z perspektywy Maxa ★.★ z góry przepraszam za wszystkie błędy ponieważ jest to mój pierwszy rozdział pisany jako chłopak  *.*

Koszmar. Całe moje życie jest jednym wielkim koszmarem. Tak się zastanawiam po co ja jeszcze żyje? Jeśli chodzi o moje koszmarne życie, to może zacznę od dowolnego przykładu z mojego życia... załóżmy dzisiejszy dzień. Najpierw dostanie w twarz z  jakiegoś chwasta od Alice (córka Demeter). Potem ucieczka Kate, a teraz jeszcze dowiaduje się, że moja najlepsza przyjaciółka jest córką bogini ziemi. Ooo... jeszcze zapomniałem dodać o bójce z Cristinem od Aresa (dalej boli mnie noga). Czasem mam ochotę wskoczyć do jeziora i z niego nie wychodzić. Niestety nie mam wyboru. Musze żyć dalej. Musze to, musze tamto. Jak ja nienawidzę tego słowa. A co teraz robię? Leżę na łóżku i użalam się nad sobą. Popatrzyłem się na moją rękę i ściągnąłem z niej złoty  pierścień. Obróciłem go w palcach. Jest to prezent od mojego ojca. O przepraszam... jedyny prezent od mojego ojca...
Na początku myślałem że to jakaś pomyłka, niestety szybko się okazało że mogę tym głupim urządzeniem kogoś zabić. Kiedy dotknąłem bursztynu który był po środku mojego prezentu, zamieniał się on w długi na metr, spirzowy miecz z rękojeścią owiniętą czarną skórą. Milutkie,  nieprawdaż? Sfrustrowany wstałem z łóżka. Nie mogłem już dłużej leżeć. Moje ADHD mi na to nie pozwalało. Wstałem i poszedłem się ubrać. Może to za brzmieć trochę głupio, ale miałem zamiar iść i pogadać z końmi. Tsaaa... pewnie zwariowałem? Na początku też nie mogłem w to uwierzyć, ale tak. Umiem rozmawiać z końmi. Jest to jedna z zdolności Posejdonowych synów. (Chyba dużo mieli tych zdolności). Udałem się w kierunku stajni i podszedłem do wielkiego złotego boksu w którym znajdował się ,, adoptowany " przeze mnie a ja przez niego, pegaz. 
- Hej a koleżko!  Masz może dla mnie kostki cukru? - W mojej głowie odezwał się głos Amora.
- Amor. Dobrze cię widzieć...
- Ale cukier masz? - Uśmiechnąłem się i podałem Amor'owi kostki cukru. - Mmm pycha. Szkoda że inni nie są dla mnie tacy mili.
- Dobrze wiesz że nie powinieneś jeść za dużo słodyczy. A tak przy okazji, jacy inni?
Koń zamachał nerwowo skrzydłami.
- Jest paru takich. Ci od Aresa próbowali mnie zaciągnąć do rydwanu,  a takie dziewczynki od Afrodyty pomalować na czerwono. Ja tam lubię być brązowo złoty.
Kolejne dziwactwo. Amor zaadoptował mnie trzy dni temu. Był jedynym skrzydlatym koniem, który był dwu kolorowy. ( Wierzchowiec Percy'ego był cały czarny, też dziwne). Pogłaskałem go po pysku. Koń zarżał z uciechy.
- Musze już iść. Ale obiecuję że po śniadaniu przyniosę ci kostki cukru i trochę siana.
- Cukierkowe siano... Brzmi nieźle, ale wolę cukier.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z stajni. Skierowałem się w kierunku pawilonu jadalnego. Wszyscy już siedzieli na swoich miejscach, tylko Pan D patrzył się w moim kierunku. W jego oczach widziała żądza mordu. Ruszyłem szybko w kierunku mojego stolika. Usiadłem. Rozglądałem się po pawilonie. Nigdzie nie było widać Kate i Chejrona, wiec chyba są w wielkim domu i rozmawiają. Zrobiło mi się smutno. Popatrzyłem się w mój talerz i pomyślałem.
Lody waniliowe, żeberka z grila i sernik. Wstałem od stołu i poszedłem do ognia ofiarnego. Wsypałem zawartość mojego talerza do ognia i wymówiłem krótką modlitwę do mojego ojca.
P-posejdonie, jeśli mnie słyszysz, to wskaż mi drogę. Poczułem przyjemną,  morską bryze. Wyobraziłem sobie morze, rybki i plaże z palmami. Wróciłem do mojego stolika. Nie byłem głodny ale poprosiłem mój talerz o kostki cukru. Szybko schowałem je do kieszeni. Pan D miał wzrok utkwity we mnie, więc się odwróciłem. Nagle do pawilonu wszedł Chejron. Wszystkie rozmowy nagle ucichły.
- Dzisiaj po południu - zaczął. - Odbędzie się bitwa o sztandar razem z łowczyniami.
Na pawilonie wybuchły podniecone szepty takie jak...
Łowczynie?  A kto je zapraszał?!
Albo takie...
Skopać dziewczyny!
Chejron kontynuował, ale chyba nikt go nie słuchał. Wszyscy o czymś dyskutowali. Udało mi się uchwycić strzępki rozmów.
- Ostatnim razem wygrały. One są nieśmiertelne wiec jak mamy niby wygrać?
- Jeszcze ta cała Thalia Grace. To przecież córka Zeusa!
- Moim zdaniem Chejron niepotrzebnie je zapraszał.
- Właśnie... obóz i tak ma dużo kłopotów, nie potrzeba więcej.
Po tych słowach bardzo powoli wycofałem się z pawilonu. Już miałem biec do stajni, gdy nagle na kogoś wpadłem.
- Proszę proszę. Mike Corrlon - Pan D patrzył na mnie z góry.
- Max Carter proszę pana - warknąłem.
- Bez różnicy Matheusu Carmonie.  Pewnie myślałeś że wielki  i wszechpotężny dyrektor obozu nie       zauważy jak znikasz? 
- No może... - Popatrzyłem się w jego oczy. Ujrzałem w nich jak ludzie nagle szaleją, albo jak powoli zamieniają się w delfiny. -  Ale chyba jednak się rozmyśliłem i wrócę do pawilonu jadalnego.
Dionizos popatrzył na mnie a ja pobiegłem, byle być  daleko od niego. Jak ten gość działa mi na nerwy...
Kiedy wróciłem, nikogo już nie było. Poszedłem wiec do stajni i skierowałem się do boksu Amora. Kiedy doszedłem do boksu, był pusty. Odwróciłem się szybko. Amor stał za mną i rżał z uciechy.
- Przyniosłeś mi cukierkowe siano? - Zapytał z nadzieją.
- Amor... mam tylko cukier. Ale następnym razem spróbuję przemycić ci siano - obiecałem.
- Mmm... cukier. Ja muszę lecieć koleżko. Giwon i Szarlotka nie będą czekać wiecznie.
Pegaz zamachał skrzydłami i odleciał. Troszeczkę zawiedziony wyszedłem na arenę. Kiedy dotarłem na miejsce, dotknąłem pierścienia. W mojej dłoni pojawił się miecz. Miałem właśnie uderzyć na manekina,  gdy usłyszałem szyderczy śmiech.
Chcesz walczyć wodniku?  To walczmy...

----------------------------------
Starałam się pisać bez błędów, ale tak jak mówiłam. Nigdy nie wcielałam się w rolę chłopaka wiec było trudno :3 mam nadzieje że rozdział wystarczająco długi :)

piątek, 26 czerwca 2015

Informacja ^^

Kolejny rozdział zostanie dodany z soboty na niedzielę :) dlatego że mam teraz urwanie głowy :) postaram się żeby był baaaardzo długi *-*
di_Angelo

czwartek, 25 czerwca 2015

,, Poznaje dyrektora obozu "

Kolejny rozdział z dedykacją dla... komu bo go tu zadedykować... sama nwm :) a więc z dedykacją dla wszystkich ^^

Czy uciekłam? Sama nie mogę tego stwierdzić. Wiem tyle, że jestem w północnej części lasów otaczających wybrzeże Long Island i siedzę na gałęzi jakiegoś drzewa. Chciało mu się płakać. Z tego co wiem, jeśli heros przekroczy granice obozu to zostaje smakowitym obiadkiem. Zaczęłam powoli zazdrościć śmiertelnikom. Im nic nie groziło. Mogli sobie pracować, bawić się i wyjeżdżać a żaden potwór ich nie skrzywdzi. Tęskniłam za Max'em tylko on mnie rozumiał. Ale dalej nie rozumiałam dlaczego Mirco go tak nie nawidzi. Chyba obaj coś przedemną ukrywali...
Dotknęłam ręką suchej gałęzi. Najpierw wyrosły liście o potem pączki. Całkiem przydatna ta moja moc. Zasłoniłam się liśćmi. Gdyby Mirco mnie wtedy zabił to nie musiałabym teraz uciekać. Pomyślałam że złością. Moje ,, cudne myśli " przerwało wołanie.
KATE! KATE GDZIE JESTEŚ! Był to głos Maxa. Już miałam do niego zejść gdy zobaczyłam że nie jest sam. Był z nim Mirco. Zaczęli się kłócić.
- ...tylko i wyłącznie twoja wina!
- Interesująca historia. - Odpyskował Mirco.
- Zamknij się i wołaj.
- Czekaj.- Mirco zatrzymał sie kolo mojego drzewa. - Ktoś jest na tym drzewie.
- Skąd to wiesz?
- Moim ojcem jest Kronos.  Wyczuwam gdy coś lub ktoś jest w pobliżu.
Zbliżył się do drzewa. Skupiłam całą swoją uwagę na gałęzi drzewa. Gałąź poruszyła się i chlastneła Mirca w twarz. Odsunął się zaskoczony a ja zaskoczyłam z drzewa.
- Idiota. - Powiedziałam. Marco patrzył na mnie z nieukrytą nienawiścią.
- To ze jesteś córeczką Gai to nie znaczy że... - Popatrzył się w niebo przerażony tak jakby coś miało go zaraz zabić - Cofam wszystko co powiedziałem.
- Córką Gai? A skąd ty niby wiesz kto jest moją matką,  co? - Nie wytrzymałam. Myślałam że zaraz naślę na niego armię uzbrojonych stokrotek.
- Słuchaj ja nie powinienem ci tego mówić. To nie było zgodne z pla... po prostu wiem. Coś jeszcze?
- Ale skąd wiesz?
- Nie zdziwiło cie to że ziemia zawsze była ci posłuszna? - Zapytał - Albo to że potrafisz wytwarzać nowe rośliny, kamienie i wogóle? Twoją matką jest Gaja. Bogini Ziemia. Nie powinnaś żyć. Jednak jesteś jedynym ostatnim dzieckiem Gai które jest herosem. Masz wielką moc która może zniszczyć ciebie ale i wszystko w okół. Gaja trzymała cie w ukryciu przez trzynaście lat. Dopiero po wojnie ujawniła gdzie jesteś.
- A kto jest twoim ojcem?
- Ja jestem synem Kronosa, pana czasu. Potrafię sprawić że człowiek zatrzymuje się w czasie lub nie odczuwa że minęły godziny kiedy to on myśli że sekundy.
Gaja? Matka ziemia? Matka bogów. A ja jestem jej dzieckiem. Max patrzył się na nas tak, jakbyśmy byli jakimiś kosmitami.  Chciało mi się płakać. Nie wiedziałam co robić. Po prostu życie nagle straciło cały sens. Max podszedł do mnie i przytulił mnie.
,, Musimy iść " powiedział i złapał moją rękę. Nie protestowałam. Szłam za nimi cicho ze spuszczoną głową.
Chejron wiedział, Mirco też. Ale ja musiałam się dowiedzieć właśnie w ten sposób. W głowie zabrzmiały mi słowa matki.
Nie długo sama się dowiesz ale ostrzegam cie Kate, to nie będzie łatwe.
Łatwe... całe moje życie posypało się na kawałki wiec co w nim było łatwego?
Nic.
Piętnaście metrów dalej zobaczyłam pola truskawek. Poszliśmy do wielkiego domu. Na bujanym fotelu siedział jakiś gruby facet. Trzymał w ręku puszkę z dietetyczną colą. Miał na sobie dres w cętki i sportowe buty. Koło niego na inwalidzkim wózku, siedział Chejron. Facet w dresie wstał.
- No no no. - Powiedział - Kami Sallen córeczka Gai. Widzę że musimy poważnie porozmawiać...
- Kate Laren, proszę pana.
- Bez różnicy... No więc skoro już wiesz kim jesteś, to gdzie by tu cie ulokować?
Jeśli mam być szczery, to nie nawidzę nowych herosów.
- Z całym szacunkiem proszę pana, ale właśnie poplamił pan sobie dres. - Uznałam.
- Coś czuje ze się nie polubimy, Sallen.
- Laren. - Warknęłam. Chejron posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i powiedział.
- Kate, to jest Dionizos nasz szanowny dyrektor obozu. Dionizosie myślę że na razie ulokujemy ją u Posejdona a jak Nico wróci to u Hadesa.
Popatrzyłam się na nich tępym wzrokiem.
- No co się tak patrzysz? - dyrektor obozu popatrzył na mnie. - Idź po swoje rzeczy i do domku trzeciego. I lepiej się przebierz.
Popatrzyłam na swoje ubranie. Bluzkę miałam w strzępach, spodnie całe w żywicy a miecz był brudny. Wyszłam z wielkiego domu i poszłam do jedenastki. Otworzyłam swoją walizkę i wyjęłam z niej czystą, dresową bluzę i czarne spodnie. Poszłam do toalety się przebrać. Kiedy doprowadziłam swój wygląd do porządku, spakowałam się i poszłam w kierunku niebieskiego domku. Wcale nie był zrobiony z marmuru tak jak myślałam ale z niebieskiego, morskiego kamienia.  Weszłam do środka. Byli w nim sześć łóżek. Dwa były zajęte. Na jednym siedział Max a na drugim były rzeczy jakiegoś chłopaka (pewnie Percy'ego Jacksona). Usiadłam koło Maxa. Uśmiechnął się do mnie.
,, Witam w moich skromnych progach " powiedział.
Położyłam się obok niego. Przytulił mnie. Zamknęłam oczy i odpłynełam.

środa, 24 czerwca 2015

,, Moja moc staje się niebezpieczna "

Kolejny rozdział jest bez dedykacji :) Mam nadzieje że będzie się podobać :* ^^

Po tym jak potraktowałam Mirca korzeniem,  bałam się z nim spotkać. Zaprowadziłam Maxa nad strumień.  Max zanurzył się w wodzie a jego rany zaczęły się zabliźniać. Najgorszą ranę miał na ramieniu. Kiedy się na niego patrzyłam, zrobiło mi się go żal. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam go
- Skąd znasz Mirca?
- No wiesz, trochę długo byłaś nieprzytomna. Przez ten czas dużo się zmieniło... no więc kiedy byłem sobie na arenie to ten baran podszedł do mnie i kazał mi się od ciebie odwalić.
- Aha... czyli on cię pobił, bo się ze mną przyjaźnisz?
- No... tak... właśnie o to chodzi.
Max zaczerwienił się. Musiał coś przedemną ukrywać. Miałam go już o to zapytać, gdy nagle przed nami pojawił Chejron.
- Kate, musimy poważnie porozmawiać.
- Yhy... co ja zrobiłam?
- Powiem ci potem. Max czy mógłbyś nas na chwile zostawić?
Max już otworzył usta i miał coś powiedzieć, ale Chejron podniósł rękę i Max zrezygnowany odszedł.
- Czy powiesz mi, dlaczego Mirco wrócił owinięty korzeniem?
- No bo ten tego... bo Mirco chciał pobić Maxa za to że się ze mną przyjaźni. Nie mogłam mu na to pozwolić.
Załamałam się. Z oczu pociekły mi łzy. Chejron popatrzył na mnie i pogłaskał mnie po głowie. Powiedział żebym poszła do Maxa bo musi coś omówić z jakimś Dionizosem. Kiedy wypowiedział to imię powiało winem.
Poszłam w kierunku domków. Doszłam nad zatokę Long Island. Usiadłam na plaży i zamknęłam oczy. W głowie usłyszałam delikatny głos.
Cudownie Kate... coraz lepiej sobie radzisz. Ale uważaj oni chcą cie zabić... masz coraz większą moc.
Otworzyłam oczy. Musiałam coś sprawdzić. Dotknęłam ręką ziemi. Wyskoczyła z niej róża. Przerażona zabrałam rękę. Coraz większa moc... Boże, co się dzieje co ja robię? Chcą mnie zabić? Kto? Co? Nie miałam pojęcia.  Wstałam na nogi. Skoncentrowałam się na ziemi. Nagle z prędkością światła wyrosła z niej palma. Jakie znałam boginie wpadające czym kolwiek co miało połączenie z ziemią?
Persefona? Nie to była bogini wiosny...
Demeter? Raczej nie. Była jeszcze jedna ale nie mogłam sobie przypomnieć jej imienia. Przebiegłam kawałek po plaży. Odwróciłam się, za mną pojawiły się kępki stokrotek. Pobiegłam w kierunku wielkiego domu i zapukałam do drzwi. Nikt nie otworzył. Pobiegłam na polane i rozpłakałam się.
Mrauuu... wreszcie cie mam... a teraz pora na kolacje... Pan będzie zadowolony...
Zobaczyłam jakiś cień. Usłyszałam jakieś drapanie... coś drasneło mi skórę na ramieniu. Cień ruszył na mnie. Nagle przedemną wysoka skała w którą uderzył cień. Zamienił się w złoty pył...
Uciekłam...

;)

wtorek, 23 czerwca 2015

,, Moja pierwsza walka "

Rozdział z dedykacją dla Agi 03 :) dziękuję *-* następny dodam w czwartek :D

Hej, Kate obudź się. Ktoś potrząsał mnie za ramię. Otworzyłam oczy. Nademną  stał uśmiechnięty Max.
- MAX! - Krzyknęłam i rzuciłam się mojemu przyjacielowi na szyję.
- Udusisz mnie. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak się o ciebie martwiłam - z oczów poleciały mi łzy. - Nigdy więcej tak nie rób. Nigdy...
Max przytulił mnie mocno do siebie. Przy nim czułam się taka... taka wyjątkowa. Tylko on mnie rozumiał.
- To co. Może mały spacer na arenę?
Zapytał a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Kto ostatni ten burak! Krzyknęłam i pobiegłam w dół zbocza. Juz myślałam że wygram, gdy nagle ktoś przeskoczył nademną i wylądował dokładnie po środku areny.
- Część buraku.
- To było  nie fair! - Zaprotestowałam.
- Nie było zasad gry. - Posłał mi ten swój diabelski uśmieszek. Po czy poszedł na koniec areny i przyniósł dwa miecze. Jeden rzucił mi. Złapałam miecz. Był idealnie wywarzony. Klinga błyszczała srebrem a rękojeść była owinięta czarną skórą.
- Yhym... po co mi ten miecz?
- Pora nauczyć cie walczyć. Nie zawsze będę się rzucał aby cię uratować. - kolejny uśmiech. - Twój miecz jest zrobiony z niebiańskiego spirzu a mój z cesarskiego złota. Twój zabija tylko potwory, ale ja mogę zabijać śmiertelników.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, zaatakował. Odparowałam cios. Boże... przecież ja nigdy nie miałam czegoś takiego w dłoni, wiec jakim cudem jeszcze żyje? Pomyślałam.
Uskoczyłam przed kolejnym ciosem i uderzyłam płazem miecza w pierś Maxa.  Zatoczył się do tyłu. Uśmiechnęłam się triumfalnie.  Spróbowałam jeszcze raz, ale tym razem jakby przewidział co zrobię. Uderzył w rękojeść a miecz wypadł mi z dłoni.
- Proszę proszę... kogo my tu mamy. - Odwróciłam się. Za mną stał Mirco i uśmiechał się chłodno. - Widzę że wyzdrowiałeś.
- nikt cię tu nie zapraszał- wycedził Max przez zęby - wiec spadaj.
- Bo co? Chlustniesz mi wodą w twarz? Mirco zaśmiał się szyderczo.
- Zaraz zaraz... po kolei. To wy się znacie?  - Zapytałam zdezorientowana.
- Tsaaa, tak jakby. Kate nie zadawaj się z nim. Błagam.
Czas zwolnił. Mirco zamachną się na Maxa swoim mieczem. Max odparował cios. Coś było nie tak. Miecz Mirca wydawał błyszczeć kiedy uderzał nim w Maxa. Albo to jego miecz pozbawiał Maxa siły, albo... sama nie wiem co. Mirco uderzył z taką siłą, że Max spadł na ziemię i osunął pięć metrów od niego. Ten podszedł do niego i przytkał czubek miecza do gardła.
,, Wolisz żebym cie zabił tutaj, czy może w wodzie? "
Uniósł miecz. Nagle mój gniew eksplodował. Podeszłam do niego i krzyknęłam.
Ty wielki... oślizgły... dupku... krzyknęłam. Z ziemi wyszedł konar drzewa (wyszedł dosłownie) i owinął się wokół nóg Mirca.
NIKT! ALE TO NIKT! NIE MA PRAWA ZABIJAĆ MOICH PRZYJACIÓŁ!
Po tyc słowach podeszłam do Maxa i podałam mu rękę. Złapał ją i wstał.
- Jak ty to...
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie zniosła bym gdyby on cię zabił. Po prostu czułam że mogę to zrobić.
I odeszliśmy zostawiając Mirca z moim  korzeniem drzewa...

;)


niedziela, 21 czerwca 2015

,, Wróg czy przyjaciel? "

Och... Pathis nasłała na mnie armię Kronosa i mnie pobili ;( jak ja teraz coś napiszę? No ale masz i się ciesz :* następny rozdział będzie w środę :)

Odwróciłam się szybko. Za mną stał wysoki chłopak o czarnych włosach i oczach. Ubrany był na czarno a w dłoni trzymał miecz. Uśmiechał się szyderczo. Usłyszałam ostry szept
Idealnie... zabij! Teraz!
Chłopak odpowiedział coś po starogrecku z czego zrozumiałam tylko jedno słowo, czas. Czas na co? pomyślałam. Chłopak popatrzył się na mnie i podał mi rękę. Spojrzałam na niego nieufnie. Odtrąciłam jego rękę i wstałam z ziemi. Uśmiechał się do mnie.
- Jestem Mirco. Mirco di Casso - Powiedział.
- Kate. - Przedstawiłam się.
- Czemu nie jesteś w obozie? Niebezpiecznie jest tu chodzić po nocy. Nie boisz się że ktoś cię zaatakuje?
- Pomyślmy... np taki idiota który słucha jakiś szeptów które każą mnie zabić?
- Szeptów? Mirco na chwile zamilkł. Chyba o czymś rozmyślał. - Tak czy siak, nie powinnaś chodzić po lesie sama. Idziemy do obozu.
Nawet nie zdążyłam zaprotestować. Złapał mnie za rękę i pociągnął jak jakaś lalkę. Miałam coś powiedzieć ale ten chyba czytał w moich myślach.
,, Błagam nie odzywaj się " zamknęłam usta. Co to za koleś? Najpierw ktoś lub coś każe mu mnie zabić a teraz odprowadza mnie do obozu. Zaciągnął mnie aż pod jedenastkę. Kiedy mnie puścił odwrócił się i popatrzył mi w oczy.
- Uważaj na siebie - powiedział - Nie zawsze będziesz miała ludzi, którzy cię ochronią. Po tych słowach odszedł. Weszłam do domku, nakręciło mi się w głowie. Świat odwrócił się do góry nogami i stał się żółty. Doczągałam się do mojego łóżka. Położyłam się na nim i zgiełam się w pół. Coś zaczęło mi skręcać wnętrzności. Usłyszałam jakieś głosy. Zemdlałam...
Nic mię się nie śniło. Jeśli mam być szczera to nawet mnie to ucieszyło. Choć jedna noc (albo dzień, sama niewiem) była bez koszmarów.
Powoli zaczęłam się budzić. Znowu byłam w sali szpitalnej. Koło mnie stał Mirco. Uśmiechał się tym razem nie szyderczo ale jakoś inaczej. Tak cieplej. Zdziwiło mnie to.
- Ostrzegałem cię. - Powiedział.
- O co co chodzi? Najpierw chcesz mnie zabić a teraz odwiedzasz mnie w szpitalu.
- Gdyby nie ja, już byś nie żyła.
- Denerwujesz mnie. A teraz wybacz ale chcę mi się spać.
Wkurzona odwróciłam się do niego plecami. Mirco mamrotał coś pod nosem a potem wyszedł. Usłyszałam przytłumione kroki, kierujące się do drzwi. Zamknęłam oczy i zasnęłam...

Ciąg dalszy nastąpi :)

sobota, 20 czerwca 2015

,, Nowa znajomość z synem Apollina "

Ten rozdział dedykuję Kai Undormiel i Pathis Raven'ko. Dziękuję za dodanie mi weny *-* ♥

Depresja. Chyba popadłam w depresję. Kiedy zabrali Maxa z tego strumienia, myślałam że nie żyje. Co prawda  Chejron mówił że Max'owi nic nie będzie, ale ja jakoś nie potrafiłam mu uwierzyć. Ciągle w głowie widziałam tą scenę, gdy rzucił się na potwora  aby mnie ratować. Nie wiem co by się stało gdyby go wtedy przy mnie nie było...
Od tego myślenia zaczęła mnie boleć głowa. Wyszłam z wielkiego domu i poszłam w kierunku domków (dalej mieszkałam u Hermesa w jedenastce). Chejron wiedział kto jest moim rodzicem, ale nie chciał mi powiedzieć. Wkurzyłam się. Doszłam do mojego kąta
I położyłam się na łóżko. Zasnęłam.
Znowu miałam koszmary. Pierwsze co mi się przyśniło to twarz kobiety. Patrzyła na mnie z uśmiechem otworzyła usta i powiedziała
Doskonale Kate... dobrze sobie radzisz. Napraw mój błąd i nie wymagaj od Chejrona aby ci powiedział kto jest twoją matką... kiedy przyjdzie czas to się dowiesz. Drzemie w tobie wielka moc... moc twoich przodków...
Miałam coś powiedzieć, zapytać ale sen się znowu zmienił. Ta sama grupa herosów, którą widziałam wcześniej.
Chłopak który się nazywał Nico, był prawie szary. Dziewczyna podawała mu jakiś napój do picia i powoli zaczął nabierać kolorów.
- khy khy khy - kichną - nie sądziłem że aż tak mnie to wyczerpie.
- Nico, gdyby nie ty byśmy zginęli.
- Annabeth przesadzasz. Percy też zrobił swoje.
Czarnowłosy chłopak który był tak uderzająco podobny do Maxa, uśmiechnął się słabo.
- Tu nie powinienen nas znaleźć. - Powiedział.
- Masz rację Percy, ale musimy coś zrobić. Ona może być wielkim  zagrożeniem.
- Nie rozmawiamy już o tym
- To może być... Kate obudź się.
Ktoś przemówił głosem tej dziewczyny.
Powoli otwarłam oczy. Nademną  stał wysoki blondyn. Miał niebieskie oczy i łagodne spojrzenie.
- Co się dzieje? - Zapytałam zaspana.
- Och, nie przedstawiłem się. Jest Will z domku Apollina. Clarie mnie wysłała. Ona się o ciebie martwi. Mówi że nie jesteś sobą od wypadku Maxa.
- Aha... cały obóz juz wie, tak? - zapytałam zdenerwowana.
- Nie, tylko ja. Jestem uzdrowicielem. Clarie wysłała mnie tu bo uznała że mogę ci pomóc. Powiesz mi co się stało?
Usiadłam na łóżku i zaczęłam opowiadać. Nie wiem dlaczego, ale po wiedziałam mu wszystko od początku. Może mu zaufałam? Albo to on miał jakieś moce od swojego ojca. Kiedy skończyłam, Will popatrzył się na mnie i powiedział że jeśli Chejron mówi że Max'owi nic nie będzie to ma rację.
Wkurzyłam się i wstałam z łóżka.
-Gdzie idziesz? - Zapytał.
- Sorry, ale mam dość mówienia że moim przyjaciołom nic nie będzie, kiedy to oni ratują mnie.
I wybiegłam z domku. Kiedy dotarłam nad strumyk, przy którym omal nie zginą Max, rozpłakałam się. Nie zauważyłam, że ktoś podszedł do mnie dopóki nie usłyszałam ostrego szeptu.
Mówiłam że nam nie uciekniesz. Zabij ją Mirco. Teraz...

Kochani teraz kolejne rozdziały będą dodawane co trzy dni *-* dlatego że jak codziennie będę dodawać rozdziały to historia za szybko się zakończy :) 
Mam nadzieje ze się nie pogniewacie :*
/#di_Angelo

czwartek, 18 czerwca 2015

,, Syn Posejdona ratuje mnie przed potworem "

Ten rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom mojego bloga *-*
Dziękuję za dodanie mi weny ^^

Ciemno, wszędzie ciemno. Nie wiem co się dzieje, chyba śnie.
Twarz... twarz kobiety która zawsze miała zamknięte oczy, dzisiaj miała je otwarte. Popatrzyłam się na nią i zamarłam.  Jej oczy były takie same jak moje, ciemne, brązowe i tajemnicze. Kobieta uśmiechnęła się do mnie. W głowie usłyszałam melodyjny głos
Jestem z ciebie dumna Kate, pokażesz im że mogą ci ufać. Oczyść moje imię, spraw by moje poświęcenie nie poszło na marne...
Sceneria snu gwałtownie się zmieniła teraz stałam na wzgórzu. Obok mnie stał ten sam chłopak, którego widziałam wcześniej, tylko że nie był sam. Drugi chłopak miał czarne włosy i zielone oczy. W dłoni czymał uniesiony miecz. Dziewczyna była blondynką, miała szare oczy a w dłoni sztylet. Chyba rozmawiali. Podeszłam do nich i usłyszałam szczępki rozmowy
- ... Nico to nie możliwe.
- Annabeth wiem. Musiało z niej zostać trochę esencji przez którą zrodziła ostatnie dziecko.
- Chejron, musimy zawiadomić Chejrona!
- Percy...
- Uciekamy! On się zbliża!
Coś czarnego zasłoniło słońce... ciszę rozdał przeraźliwy krzyk,
Rauuuu...
Obudziłam się i uderzyłam się w głowę.
- Ała!
- Nareszcie się obudziłaś! -Max siedział na krześle i uśmiechał sie. Rozmasowałam sobie czoło.
- Mhm... co się stało?
-  Byłaś nieprzytomna przez trzy dni. Wcisneliśmy w ciebie tyle nektaru i ambrozji że...
- Ambrozji? - zapytałam.
- Jedzenie nieśmiertelnych. Za duża ilość zjedzona przez herosa, może go spalić.
- Pocieszająca wiadomość. Czemu jesteś zdenerwowany?
- No ten tego... zostałem uznany...
- I?
- P-posejdon... pan mórz i oceanów. Teraz mieszkam w domku trzecim. Chejron mówił że mam brata, nazywa się Percy Jackson, ale jest na misji.
- Spoko. Mogę wstać?
- Nie wiem czy to dobry pomysł...
- Błagam no, mam 13 lat nie jestem dzieckiem.
Wbrew ,,zakazowi" usiadłam i spróbowałam wstać. Jest dobrze, bardzo dobrze... mówiłam sobie w duchu. Rozglądnełam się po pomieszczeniu. Było przyozdobione w białe płótna. Pod ścianami był ułożony rząd łóżek. Pomieszczenie musiało być czymś w rodzaju sali szpitalnej, bo na niektórych łóżkach leżały osoby w bandarzach i gipsach. Zrobiłam ostrożnie jeden krok i uznałam że nic mi nie jest. Max uśmiechnął  się do mnie na pocieszenie i złapał mnie za rękę.
Kiedy wyszliśmy z sali szpitalnej, poprowadził mnie w kierunku strumienia, który był parę metrów od jego domku. Zatrzymałam się a on odwrócił się do mnie i popatrzył mi prosto w oczy. Coś zawirowało mi w brzuchu ( nwm, motyle?)
- Lubie to miejsce, tu mogę myśleć. - Powiedział.
- Uhm... Max musze ci coś powie...
Przerwałam. Jakiś duży kształt pojawił się na polanie i ruszył na mnie. Max rzucił mnie na ziemię i staną przed potworem.  Paskudny krzyk rozdał ciszę. Potwór zniknął Max wpadł do strumienia. Podbiegłam do brzegu i i weszłam do wody. Leżał tam cały w krwi. Zaczęłam krzyczeć.
MAX! NIE! BŁAGAM NIE!!!

mam nadzieje ze będzie się podobać ;)

,, byłam błędem "

Kolejny rozdział dedykuję mojej mentorce #Abbi. Dziękuję że pokazałaś mi świat fantazji i książek.
KC <3

,,Obóz herosów... jedyne miejsce w którym jesteśmy bezpieczni ". To zdanie
wyprowadziło mnie z równowagi. Istoty półkrwi? Jeden rodzic bogiem? Miałam tyle pytań, ale nie mogłam wypowiedzieć słowa. Blondynka która powiedziała nam o obozie przedstawiła się jako Clarie. Clarie jest wysoka i ma szare oczy, mówiła ze jest córką bogini mądrości Ateny. Powiedziała również  jest w obozie od czterech lat. Pokazała nam pola truskawek, domki obozowe, arenę i wielki dom.
- Pewnie dzisiaj zostaniecie uznani przez waszych rodziców - powiedziała z uśmiechem Clarie.
- Uznani? - zapytał Max.
- Taaak... zazwyczaj pojawia się znak, chociaż nie zawsze np. dzieciaki od Afrodyty nagle pięknieją, wiec wiecie.
- Acha- Max uśmiechnął się do mnie tym swoim irytującym uśmiechem.
Nie odezwałam się. Byłam przerażona. Zrozumiałam dla czego wszyscy mówili że moja mama umarła, po prostu ojciec nie interesował się moją matką. Nienawidzę go!
- A gdzie trafiają nieuznane dzieci? - zapytałam.
- Do jedenastki, domek Hermesa
- Boga podróżnych i złodziei tak?
- Widzę że mitologia nie jest ci obca - Clarie puściła do mnie oko. Odpowiedziałam uśmiechem. Tylko Max był ponury, cały czas patrzył się na trzeci domek który był zrobiony z niebieskiego ( nie wiem marmuru? ).
Nagle Clarie stanęła przed wielkim białym domem. Powiedziała że pora abyśmy poznali Chejrona. Dziewczyna  zaprosiła nas do środka. Dom był bardzo duży i przytulny. Przed kominkiem siedział mężczyzna na wózku. Wyglądał na jakieś 40, 50 lat.
,, To jest Chejron ", powiedziała Clarie.
Mężczyzna odwrócił się do nas  uśmiechnął się do Maxa.
Potem przeniósł wzrok na mnie nadal się uśmiechając, nagle  na jego twarzy  pojawiło  się zdziwienie a potem przerażenie.
,, Ty... ty nie powinnaś żyć to, to niemożliwe ". Popatrzył się na mnie i na moich oczach zamienił się w centaura.  Pół człowieka pół konia i powiedział nam żebyśmy poszli do jedenastki a Clarie kazał zostać żeby z nią porozmawiać. Kiedy tylko wyszłam z domu usłyszałam szept w mojej głowie.
Widzisz słonko, od nas nie uciekniesz. Zniszczymy cię... od nas nie uciekniesz, nie uciekniesz...
Upadłam...

środa, 17 czerwca 2015

,, KIM JESTEM "


Ten rozdział dedykuję Patish Raven'ko
*-* dziękuję za pomoc ^^
PS  mam nadzieje ze się podoba

- ...dostarczyć ją panu żywą !
- Ale to niemożliwe, ona nie mogła...
- Cicho! Jeszcze usłyszy. Idziemy!
Te dziwne głosy oddaliły się. Otworzyłam oczy i próbowałam siebie coś przypomnieć. W głowie miałam pustkę. Tylko jakieś skrawki wspomnień. Jakaś  nowa nauczycielka, Max a potem ciemność. Znalazłam się tutaj Bóg wie po co. Ojciec nawet się nie martwi. Według niego ja ciągle gdzieś chodzę a potem wracam. Wkurzyłam się. Spróbowałam powoli wstać, ale spadłam. Coś lub ktoś leżało obok mnie. Bardzo powoli podeszłam do ciała i odwróciłam jego głowę. Przerażona odskoczyłam do tyłu. Max był cały brudny a z rany na ramieniu płynęła krew. Czy w żadnym więzieniu ( czy cokolwiek to było w czym mnie zamknęli ) nie było jakiejś szmatki? Zapytałam sama siebie. Koszulkę miałam w szczępach, więc oderwałam kawałek materiału i podeszłam do mojego przyjaciela by opatrzyć mu ramię. Rana wyglądała gorzej niż myślałam. Po bokach była czerwona a w środku czarna.
- Wody - wychrypiał - wody.
- Max! Żyjesz!- krzyknęłam. Juz miałam się do niego przytulić, gdy przypomniałam sobie że jest ranny.
- Trzeba się wydostać z tego czegoś. - uznał, a ja bezgłośnie się zgodziłam.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i uznał, że za ścianą jest zbiornik wodny. Nie wiedziałam skąd to wie, ale obiecałam sobie że go o to zapytam jak przeżyjemy. O ile przeżyjemy...
- No dobra jesteśmy otoczeni litrami  wody, ale dalej nie masz pomysłu jak się stąd wydostać mam rację?
- Yyy... no prawda. Ale gdybyśmy dostali się do tego okna, to można by było uciec górą.
- Dosyć ryzykowne ale spróbujemy.
Max złapał za szczebel drabinki ratunkowej i zaczął się wspinać ku górze. Modliłam się w duchu żeby tylko nie spadł.
,, Kate żyjesz jeszcze? " zapytał a ja tylko pokazałam kciuka w górę i zaczęłam się wspinać. Kiedy dotarłam do okna, Max otworzył je i wyskoczył. Przestraszyłam się i szybko popatrzyłam przez szybę. Siedział na puchowym czymś i machał do mnie ręką. Zeskoczyłam... kiedy spadłam straciłam świadomość. Nie wiem na ile ale to co mi się śniło nie miało sensu :
Twarz kobiety która zapada się w ziemię, wielkiego smoka ze złotym zniczem i jakiegoś chłopca który biegł po drodze.
Jakaś cząstka mojego mózgu każe mi się obudzić, ale nie mogłam.
Kate... -delikatny głos przemówił do mnie - jestem z ciebie dumna... nie zawiedz mnie...
Gwałtownie wstałam i zobaczyłam twarz Maxa.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
- Yyy... no jakiś facet przyszedł do mnie i powiedział że mam cię wziąść i pójść za nim, noi znaleźliśmy się tu.
- A jak się to miejsce nazywa?
Wtedy do pomieszczenia weszła jakaś blondynka i powiedziała
,, Jesteście w obozie półkrwi, miejscu które jest bezpieczna dla półbogów. "
Półbogów ?!

,, Zaatakowana "

Możliwość że jesteś taki  sam jak ja jest ogromna . Jeśli tylko poczułeś że to coś w tobie zmienia to nie czytaj dalej . Nazywam się Kate i do wczoraj byłam normalną uczennicą Akademii dla zbuntowanych nastolatków . Mój ojciec jest biznesmenem . Macocha jest modelką . Z tego co wiem moja mama umarła po urodzeniu mnie a ja zostałam adoptowana . Według mojego ojca sprawiam mu problemy ( bo mam ADHD i dysleksje ) wiec całymi dniami przesiaduje w biurze . Ja zostałam w domu z asystentką taty Marie . Marie jest strasznie tempą i dziwaczną osobą . Ma świńskie oczy i czerwone włosy . Jedyną osobą która mnie rozumie jest Max . Max jest cudowny . Ma czarne włosy zielone oczy i wiecznie diabelski uśmiech na twarzy . Kiedy rano wychodziłam z domu Marie  popatrzyła się na mnie i mogłabym przysiąc że jej oczy zniknęły . Szybko wyszłam z domu . Przed bramą czekał na mnie Max . Pobiegłam do niego i przytuliłam się . Zawsze pachniał tym samym ; plażą . Nigdy n i e zapytałam go dlaczego .
- Jak w domu - zapytał się mnie .
- A jak ma być ??? Ojciec w pracy a ona pewnie w Paryżu .
- Ale pamiętaj że zawsze masz mnie - wyszeptał .
- Tak wiem ... dzięki .
Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do szkoły . Pomachałam Max'owi i Pobiegłam do klasy . Weszłam do środka i usiadłam w ławce . Do klasy weszła jakaś gruba pani ubrana cała na czarno... przeszedł mnie dreszcz .
,, Dzień dobry - zaczęła - jestem Madame Alice . Będę waszą nową nauczycielką dopóki pani Kalina nie wróci do pracy .  "
Popatrzyła na mnie i na chwilę zamarła , jednak szybko ochłoneła i znowu zaczęła coś gadać . Ja jednak jej nie słuchałam . Coś w tej kobiecie mnie nie pokoiło... coś co nawet ja nie rozumiałam .
Zadzwonił dzwonek . Powoli wyszłam z klasy i poszłam do szatni . Max siedział na ławce i uśmiechał się do mnie . Podeszłam do niego i usiadłam . Zaczęłam opowiadać o nowej nauczyciele nagle
Trzask !!!
Światło zgasło i ktoś uderzył Maxa który osuną się na ziemię .
Myślałaś że Cię nie wyczuje ??? To sie pomyliłaś ... Pan się ucieszy ...mrauuu ...
I upadłam .  Pochłonęła mię ciemność .

Mam nadzieje że się podoba :) proszę o wasze opinie :)
di_Angelo