wtorek, 18 sierpnia 2015

Wyjaśnienia

Siema kociaki ;3 postanowiłam napisać tego posta z paroma wiadomościami/wyjaśnieniami...
Pierwsza sprawa:
Posty... nie wiem dokładnie kiedy pojawi się następny rozdział. ;( ostatnio mam niedobór weny i wg... teraz wymyślenie historii/fabuły zajmuje mi dużo czasu... do tego nie pisze z laptopa/komputera tylko z telefonu lub tableta :( mam nadzieje że wybaczcie :*

Droga sprawa:
Nowy blog... napisałam juz jeden rozdział i tu się zaczymałam. Mam jego dwie kopie. Jedna w narracji pierwszoosobowej a druga w trzecioosobowej. Obydwie mi się podobają i nie wiem która wybrać ;(

POMOCY :'( :'(

czwartek, 30 lipca 2015

:) pozdrowienia xD

No siema wszystkim *.* na razie nie dostaniecie nowego rozdziału :* a mianowicie, jestem nad morzem i przesyłam wam pozdrowienia od wujka Posejdona :) (Hades ma na mnie focha xD) jeśli chodzi o nowego blogła, to rozdziały się powoli tworzą :) jedyne co mogę zdradzić to to, że w moich nowościach nie będzie realnego świata ;3
PS: Pathis jaką szabloniarę?  :)
Kocham was wszystkich misiaczki <3 pozdrowienia dla wszystkich herosów i miłych wakacji wam życzę  :***

sobota, 25 lipca 2015

,, Tajemnica "

Hmm ^^ macie rozdzialik kochani *.* wiem ze długo czekaliście, ale nie miałam okazji dodać go wcześniej ;3 nie wiem kiedy dokładnie napisze kolejny :) to zależy od mojej weny :* miłego czytania
------------------------------------------------------------------

                                             *Mirco*
,, Zdrajca! Jesteś inny! Nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem! "
Te słowa krążyły mi po głowie. Powoli zaczynałem mieć dość mojego życia. A co jest w tym najgorsze? Że ten głos miał rację. Byłem zdrajcą, oszustem... mam nawet parę bardzo brzydkich określeń. Myślałem, że pan da sobie spokój. Ale nie!
Musisz przyprowadzić ją do mnie. Bla, bla, bla. Niestety, nie mogłam odmówić. A dlaczego? Bo starł by mnie z powierzchni ziemi. Podsumowując... moje życie to JEDNO, WIELKIE, CUCHNĄCE BAGNO!  Jedyne co jest w nim dobre, to Kate. Teraz oficjalnie jesteśmy parą i oczywiście cały obóz wie. Bo Kate powiedziała Alyssie, Alyssa powiedziała Marie, a Marie... sami rozumiecie. Dzisiaj Kate była trochę nachmurzona, bo pokłóciła się z Maxem. Nie powiedziała mi o co, ale chyba musiał ją naprawdę wkurzyć, bo gdy tylko gdzieś ruszyła, cała trawa i drzewa robiły się czarne. Pomyślałem, że dam jej spokój. Teraz pewnie rozmawia ze swoimi koleżankami. Poczułem się trochę zazdrosny. Tak, wiem... zazdrosny o co? Tak właściwie to sam nie wiem. Od momentu bitwy z Maxem, byłem jakiś taki dziwny. Co prawda dalej się śmiałem z wszystkiego, ale nic nie dawało mi już takiej satysfakcji. (Otrzywiscie, nikt nie wie, że to byłem ja i lepiej żeby tak pozostało).
Do śniadania miałem jeszcze więcej niż pół godziny, więc postanowiłem że się trochę prześpię. Ruszyłem do trzynastki (Krosnos nie miał własnego domku, więc mieszkałem u Hadesa). Otworzyłem drzwi i zamarłem. Po pierwsze nie byłem sam, a po drugie, był to ten chory chłopak, Nico di Angelo. Siedział na łóżku i uśmiechał się słabo. Założę się o trzy palce, że jeszcze wczoraj leżał chory gdzieś w Infirmerii.
- Cześć - powiedział.- Ty jesteś Mirco, tak?
- No cześć. Tak to ja - odpowiedziałem. Chłopak zaśmiał się cicho.
- Chejron nie mówił że mieszkasz u mnie.
- Hmpf. - Niestety, nie było mnie stać na coś mądrzejszego. - Wybacz, ale jestem trochę zmęczony, więc pójdę spać. Dobranoc. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, ale ja już znikłem w swojej koi. Nie wiem czemu powiedziałem ,, Dobranoc ", może moje głupie poczucie humoru dalej tkwi we mnie?Mimowolnie spojrzałem na kalendarz. Był 25 Lipca więc do wykonania zadania zostało mi sześć dni, razem z tym. Starałem się o tym nie myśleć, ale im dłużej przebywałem w towarzystwie mojej dziewczyny, tym bardziej nie mogłem się zmusić aby ją skrzywdzić. Moje ślepia powoli opadły na dół. Kiedy zamknąłem je całkowicie, znalazłem się w innym świecie.
To znaczy, Nowy Jork jak zwykle lśnił kolorami, ale było w tym coś dziwnego. Większa część miasta, była zawalona. Wszyscy ludzie uciekali w popłochu przed czymś, czego nie zauważyłem wcześniej. Nad wieżowcami unosił się ogromny czarny kształt, a każde miejsce w które spojrzał, nagle przestawał istnieć. Na moich oczach olbrzym zaśmiał ssie straszliwie.
To dopiero początek, Zeusie!  Co zrobisz, gdy odzyskać pełnię mocy?!
Koło mnie zmaterializował się jakiś kształt. Spojrzał na mnie i powiedział.
,, Tego chciałeś, Mirco? Jeśli go nie powstrzymacie... " Słowa kobiety utoneły w głośnym ryku.
Taaak!
Olbrzymia dłoń sięgnęła ku mnie. Zaczęło brakować mi powietrza. Potem była ciemność.
Obudziłem się cały zalany potem. Na początku nie mogłem sobie przypomnieć gdzie jestem, potem cała ta amnezja minęła. Bylem w domku trzynastym i coś podpowiadało mi, że powinienem iść do lasu. Wstałem z łóżka, założyłem buty i wybiegłem z domku. Nie wiem ile biegłem, ale zatrzymałem się obok strumienia i usiadłem na trawie. Było całkiem przyjemnie. Cisza, tylko śpiew ptaków i szum strumienia. Nie mogłem sobie wyobrazić, że on to wszystko zniszczy. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos jakiejś dziewczyny. Odwróciłem się cicho i schowałem za krzakiem.
-... oni nie mogą się dowiedzieć, Magie. 
- Lili, przecież nic ci nie zrobią.
Popatrzyłem przed siebie. Na wielkim kamieniu siedzi dziewczyna Maxa i jakaś nimfa.
- Ale czy to jest normalne? Widziałaś kogoś kto by coś takiego robił?
-No... nie.
- Widzisz. Nie mogę nikomu powiedzieć.
Otworzyła rękę, a obok niej wybuchły czarne płomienie. Dziewczyna dotknęła ziemi, a ta znikła pod jej dotykiem.
- Obiecaj, - powiedziała - że nigdy, nikomu o tym nie powiesz ! Przysięgnij na Styks!
Nimfa uniosła ręce w geście zrezygnowania.
- Przysięgam na Styks, że dochowam twojej tajemnicy i zadbam o to aby nikt się nie dowiedział.
Lili zadowolona zgasiła płomienie.
- Jesteś cudowną przyjaciółką.
- Wiem.
Obie dziewczyny wybiegły z lasu, a ja patrzyłem się ciągle w to miejsce, gdzie dotknęła jej ręka. Najgorsze było przeczucie, że jej problem ma związek z moim snem. Jeśli pan się o tym dowie... nie. Nie mogłem mu powiedzieć. Ani jemu, ani nikomu innemu. Wstałem z ziemi i ruszyłem na śniadanie.

----------------------------------------------------------------

No i jest ;3 miałam trochę problemu z wymyślenie fabuły, ale jakoś to wyszło xD nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział :( mam nadzieje że się podoba :**

piątek, 24 lipca 2015

Siemcia kochani ;* ja wpadam na chwilkę żeby o coś zapytać ^^ ostatnio naszła mnie taka myśl, żeby stworzyć nowego bloga na blogu xD historia była by całkiem wymyślona a rozdziały bym dodawała na przemian *-* co wy na to? ;3

sobota, 18 lipca 2015

,, Informacja "

Kochani :) chwilowo rozdziały nie będą dodawane, ponieważ jestem na wyjeździe  ;) najbliższy rozdział pojawi się w sobotę. miłych wakacji  :**** papatki ;3

wtorek, 14 lipca 2015

,,Trucizna 2/2"

Bosze :o jak ja nie nawidze jak się coś się psuje :'( baaardzo nie nawidze :/ czemu Valdez nie wymyślił maszyny ,,Napraw życie"? Ja się pytam... no ale, złapałam internet :D coś się naprawiło :) jupi :D znowu perspektywa Maxa ;) nie czytałam ostatnich komentarzy, ale spróbuję to zrobić dzisiaj xD miłego czytania ;***

---------------------------------------------------------

Umarłem. Ta myśl była jak porażenie piorunem. Spróbowałem wyślsilić mózg (chociaż po ostatnim spotkaniu z Lili, dostałem wiadomość, że go nie posiadam) i   przypomnieć sobie, co się stało. Niestety w moim mózgu ziała ogromna, czarna dziura, która pochłaniała moje wspomnienia. Spróbowałem jeszcze raz. Tym razem dostałem nadmiar wspomnień. Uderzyły we mnie, jak fala w piasek. Rozbolała mnie głowa. Otworzyłem oczy i natychmiast tego pożałowałem. Przed moją głową stał odwrócony tyłem, gruby satyr, przez co miałem cudny widok, na jego włochaty zadek (nie polecam). Odwróciłem wzrok i spojrzałem na swoje ciało. Widok przyprawił mnie o mdłości. Byłem pokryty plastrami z paskudną, zieloną mazią, a ramię miałem owinięte brązowym? nie. Czerwonym bandażem. Na bogów... co to jest? Usiłowałem wstać, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Satyr chyba zorientował się, że zacząłem funkcjonować, bo odsunął się od mojej koi. Za nim stał, a raczej siedział Chejron, w swojej ludzkiej formie. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko, po czym powiedział coś do satyra, a ten wybiegł z pomieszczenia.
- Witaj Max, widzę że się obudziłeś.
- Dzień dobry...
- Raczej dobry wieczór - poprawił mnie.
- Yhy... ile?
- Pięć dni. I tak miałeś szczęście, że przeżyłeś. Zostałeś zraniony mieczem, tak?
Zawstydzony odwróciłem wzrok. Miałem ochotę wymyślić jakąś historyjkę, ale jak okłamać faceta, co ma ponad trzy tysiące lat? Spojrzałem mu w oczy, wziąłem głęboki wdech i zacząłem opowiadać. Centaur przysłuchiwał się wszystkiemu w milczeniu. Skończyłem mówić i czekałem na jakieś kazanie. Na szczęście się nie doczekałem. Chejron po prostu powiedział.
- Jedyne co mnie interesuje, to ten cień potwora i osoba z którą rozmawiał.
- Mirco - palnąłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Chejron zmarszczył brwi.
- Rozumiem, że się nie lubicie, ale nie możesz oskarżać go bez dowodów.
Znowu byłem wściekły, ale po liczyłem do dziesięciu i zapytałem.
- Proszę pana, ten miecz. Czy on mi coś zrobił? - To pytanie go zaskoczyło.
- No, tak jak mówiłem. Ostrze musiało być przesiąknięte mocną trucizną, bo kiedy cię przyprowadzili, zacząłeś robić się szary.
- Przyprowadzili? Centaur westchnął.
- Will i twoja przyjaciółka, Lili.
- Och... Wspomnienie Lili sprawiło, że miałem ochotę się uśmiechnąć. Jednak po ten zrobiło mi się smutno. Czyli Kate woli mistrza czasu. Poczułem zazdrość, po tem jednak wściekłość na uczucie zazdrości.  Chyba musiałem wyglądać strasznie, bo Chejron zacmokał zirytowany. 
- Prześpij się.
- Ale...
Pstryknął palcami i powieki zaczęły mi ciążyć. Myślałem że się wyśpię, niestety moja dusza miała inne plany. A mianowicie, wybrała się na wycieczkę do Chicago. Rozpoznałem miasto, bo przez ponad pięć lat tam mieszkałem w rodzinie zastępczej (długa historia). Przeniosłem się na dach wieżowca z którego miałem idealny widok na miasto. Nagle, za moimi plecami usłyszałem do nośne stukanie. Odwróciłem się i zmarłem. Przed jakimś wysokim typkiem, siedziała ta zjawa, którą widziałem w lesie.
- Mój panie, przynoszą wieści od szpiega.
- Mów.
- Rozsyłają najpierw do Los Angeles,  tak jak przewidziałeś panie. Zeus nie wie co się dzieje, wszędzie rozsyła bogów a obóz półbogów.
- Doskonale, czy w obozie... - Przerwał. - ktoś tu jest!
- Przecież to nie możliwe, ukryliśmy to miejsce!
- Heros - warknął. - Tak ci śpieszno do umierania, młodzieńcze?
Odwrócił się w moim kierunku, a ja zmarłem. Tam gdzie powinna być twarz, był niebieski  wir gwiazd. Chciałem uciekać, ale moje nogi zapadły się w posadzkę. Facet otworzył usta, a z nich wydobył się dziewczęcy głos:
,,Obudź się!"
Otworzyłem oczy i wstałem, przy czym uderzyłem w czyjąś głowę.
- Aua! - Dziewczyna pisnęła. -  Masz metalową głowę, czy co?
Z radością rozpoznałem jej głos. Rozeźlona Lili stała nademną, a jej oczy miotały błyskawice.
- Wybacz, ciemnoto - wytrzeżyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Cicho bądź glonie - odparowała. - Musiałam cie obudzić. Zacząłeś robić się zielony. Czy Posejdon oferuje ci zamianę w glona, kiedy spisz? Bo wiele bym dała, aby to zobaczyć.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Usiadłem na łóżku i popatrzyłem na siebie. Z radością uznałem, że mam na sobie ubranie, jeansy i pomarańczową koszulkę obozowicza. Uśmiechnąłem się do Lili, a ona popatrzyła na mnie i złapała mnie za rękę. Wstałem i razem wybiegliśmy z infirmerii. Ruszyliśmy w kierunku pól truskawek. Jak zwykle byłem pierwszy, więc zatrzymałem się na miejscu i zacząłem dyszeć, czekając na nią. Lili przebiegła i  zaczęła się śmiać, przez co zaraziła mnie głupawką. Położyliśmy się na trawie śmiejąc się jak małe dzieci. Po ten przez chwilę leżeliśmy w ciszy, którą moja przyjaciółka szybko przerwała.
- Wiesz. Fajnie się z tobą bawię. Jesteś taki... taki inny.
- Dzięki.
- Nie, nie w złym sensie. Taki wyjątkowy.
Usiadłem i popatrzyłem się w jej czarne oczy. 
- Wyjątkowy?
- Tak. Wyjątkowy.
Usiadła, a ja złapałem ją za rękę.
- Wiesz, czasem mnie zadziwiasz, ciemnoto.
- Glonie...
Co kolwiek miała zamiar powiedzieć, nie powiedziała. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem. Po czym odsunąłem się trochę. Lili uśmiechnęła się promienie. Wstałem i złapałem ją za rękę.
- Idziemy.
- Dokąd?
- Zobaczysz.
I wyszliśmy trzymając się za ręce.

---------------------------------------------------------

No :D jakoś napisałam ;) jak myślicie, kim jest ten typem ze snu Maxa?  jak tak teraz sprawdzam na szybko, wydaje się dość długi... ;3 a więc dziękuję za uwagę i do zobaczenia w... :)

poniedziałek, 13 lipca 2015

,, Informacja"

Kochani rozdział pojawi się dopiero w sobotę dlatego że nie mam chwilowego dostępu do internetu ^^ jakoś się na pięć minut załapałam :) wybaczcie i miłych wakacji :***
PS nie zabijecie,  prawda?

sobota, 11 lipca 2015

,, Trucizna 1/2"

No siemcia herosi ;3 ojojoj przepraszam za takie opóźnienie, ale długo nie miałam neta :) na szczęście z tego co wiem nie macie zamiaru mnie zabić... uff :***  widziałam jakie były protesty przeciwko Mirco & Kate :) ale tak jak mówiłam, wszystko może się zmienić ;) tym razem pisze jako... Max. a więc miłego czytania życzę ;3

--------------------------------------------------

Wściekłość. Uczucie jakie mnie teraz wypełniało, nie można było inaczej nazwać. Gorzej... nie wiedziałem no co, lub na kogo jestem wściekły. Może na cały świat? Chejron kazał mi zostać w wielkim domu, tak jakby to, że trzech półbogów wróciło ledwie żywych, było moją winą. Will siedział cały czas na krześle i patrzył się w ogień, a ja chodziłem od ściany do ściany rzucając mu wściekłe spojrzenia... kolejny powód dla czego nie mam ochoty żyć jest jeszcze gorszy. A mianowicie Kate i Mirco. Kiedy zobaczyłem ich razem na werandzie, miałem ochotę posłać drania do Tartaru. Może Kate uznała że nie są razem, więc dlaczego robią do siebie maślane oczy? Ja się pytam dlaczego?! Nie chodzi o to że jestem zazdrosny. Po prostu ten cały synalek pana czasu mnie denerwuje. Bardzo mnie denerwuje. Moje cudne rozmyślania przerwał donośny trzask. Dokładniej mówiąc, Dionizos uznał że nie warto otwierać drzwi, mając do nich dwa kroki. Pan D znalazł się na środku pokoju i patrzył na nas wzrokiem prawdopodobnie, mającym na celu zamienić kogoś w kamień, po czym powiedział:
,,Możecie odejść" tak jakby to naszym pomysłem było sprowadzenie wszelkiego zła jakie może istnieć. Kiedy wyszliśmy, zapytałem Willa, o coś co długo trzymałem w sobie.
- Will, co myślisz o tym całym Mirco?
Chłopak popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem, po czym ostrożnie powiedział.
- Hm. No nie wydaje się groźny, ale trochę mnie martwi jego wpływ na Ka... niektórych obozowiczów.
Mógłbym się założyć, że miał zamiar powiedzieć Kate.
- Myślisz że jest no taki... wiesz.
- No może troszeczkę. A co?
- Nic, nic - zapewniłem. - Dobra ja idę, bo mam sprawę do załatwienia. Pomachał mi i ruszył przed siebie. Miałem właśnie  biec do domku Posejdona, gdy coś zwróciło moją uwagę. Jakiś ciemny kształt ostrożnie szedł w kierunku lasu. Obejrzałem się za siebie, mając przeczucie że nie wrócę szybko i pobiegłem za tą dziwną postacią. Ten ktoś lub coś, zatrzymał się nad strumieniem. Podszedłem bliżej i schowałem się za drzewem. Niespodziewanie przed kształtem pojawił się cień. Nie jakiś tam zwykły cień, ale cień obrzydliwego, szkaradnego potwora.
- ... mówić ci że pan się nie pokoi. Kiedy wreszcie zrobisz coś pożytecznego?
- Potrzebuje...
- Czasu?! Czasu?! Miałeś tyle okazji! Czasem się zastanawiam czy jesteś podobny do swojego ojca.
- Mój ojciec miał czas.
- Idź i zrób co powinieneś i lepiej załatw tego chłopaka co stoi za drzewem!
Po tych słowach zjawa rozpłyneła się chłopak odwrócił się w moim kierunku. Niestety nie widziałem jego twarzy. Mógł bym się jednak założyć że się uśmiechał.
Nagle z nikąd w jego dłoni pojawił się czarny miecz.
,,Ładnie to tak podsłuchiwać?" 
Miałem odpowiedzieć coś błyskotliwego,  ale nie zdążyłem. Facet zamachnął się mieczem w moją stronę. Dotknąłem kamienia na pierścieniu i w mojej ręce wyrósł spirzowy miecz. Na tyle szybko, że nie została ze mnie mielonka. Spróbowałem uderzyć w rękojeść, ale odparował cios, przy czym popchnął mnie z taką siłą, że wylądowałem w strumieniu. Chłopak zbliżał się powoli, machając leniwie mieczem. Wstałem na nogi i uniosłem obie ręce. Jak na moje zawołanie woda ze strumienia uniosła się i wytworzyła wielki lej. Mój przeciwnik cofnął się do tyłu. Uderzyłem w niego wodą, mając nadzieję że trochę go osłabie. Niestety... Kiedy woda opadła podszedłem do niego i zbliżyłem rękę do kaptura. Poczułem bul w lewym ramieniu.
- Auuu! Krzyknąłem bo chłopak uderzył mnie mieczem w ramię rozcinając je paskudnie.
- Będziesz umierał powoli - obiecał i rozpłynął się w powietrzu. Zmroczony bulem, ruszyłem do domków. Czułem że powoli opuszczają mnie siły. Jakaś dziewczyna nachyliła się nademną i zaczęła wołać o pomoc. Poczerniało mi w oczach.

---------------------------------------------------
Wow! Udało mi się złapać internet :D macie rozdział pisany na szybko wiec za błędy przepraszam :( przez najbliższe dwa tygodnie nie mam neta wiec będę próbowała dodawać rozdziały kiedy tylko go znajdę :) to do zobaczenia ... :***

,, Podziękowania "

Dwa tysiące wyświetleń ;3 jesteście kochani :* a więc podziękowania dla paru taaakich fajnych osób ;)

Kaja Undomriel :) za to że jest ze mną od samego początku i dodaje mi weny ^^ dziękuję ;3

Marta Nowacka i Martyna Gamer :) za to że zostały ze mną i co chwilę komentują moje rozdziały (pomijam że chcecie mnie udusić za związek Mirco & Kate) :*

Pathis Raven'ko :) za to że na prowadziła mnie na ścieżkę pisarstwa i pomagała dążyć do celu ;3

DZIĘKUJĘ :*

No, jak zdążę to rozdział pojawi się dzisiaj :) jak nie to do poniedziałku ;3
Papatki kochani ;3 :*

czwartek, 9 lipca 2015

,, Zawsze? Zawsze. "

No hejcia kociaki ;3 macie kolejny rozdzialik a w następnym poście będą podziękowania :) dziękuję za tyyyle obserwatorów. Jesteście kofffani :***
Coraz więcej nowych osób komentuje rozdziały, że aż mam ochotę skakać ;3 a więc miłego czytania i baaardzo proooszę o opppinie xD ;) Rozdział nie najdłuższy bo za oknem burza, także zaraz zabiorą neta :( miłego  czytania ;3
--------------------------------------------------------

Co pamiętam... hmmm. Nagły wybuch, dziura w drodze, trzech półżywych herosów i załamkę Hazel. No dobra, zacznę od początku. Nie powiem wam kto zawołał o pomoc, bo nie wiem. Wszyscy staliśmy osłupieni i zdezorientowani. Chcemy zabrać sztandar, nagle Bum! Z dziury spada trzech obozowiczów. Jednak najgorzej wszystko zniosła Hazel. W końcu gdyby to o mojego brata chodziło, to też bym płakała... ale cóż, wszyscy musieliśmy iść spotkać się z Panem D, a ja naprawdę nie miałam na to ochoty. Piper szła z przyjaciółką, a ja wyrównałam krok z Mirkiem. Spojrzał na mnie, po czym odwrócił głowę. Szliśmy w milczeniu przez jakieś dwadzieścia metrów, gdy przed nami pojawił się Leo.
- Czy to prawda, że wrócili ledwo żywi? -Zapytał Mirca, a on skinął głową. - Biedna Hazel, rok temu omal nie straciła brata...
- Co się stało rok temu? Zapytałam.
- Twoja mamuśka nieźle namieszała... no co nie patrz tak na mnie! To prawda! A mianowicie, powstało większość gigantów i mieli mordercze zamiary... tylko że im przerwalśmy...
- My?
- Ja, Hazel, Piper, Percy, Annabeth, Jason i Frank. Ostatnia dwójka jest w obozie Jupiter. No i zapomniałem dodać o pomagających... To będzie Reyna, Nico, Glesson, Dakota i paru innych . No więc giganci próbowali obudzić Gaję, do czego potrzebowali krwi dwóch półbogów, dziewczyny i chłopaka. No więc Annabeth została ranna w nogę, a Percy dostał nagłego krwotoku z nosa i Bum! Gaja wstała, wydarła się, potem ją złapałem z Festusem...
- Festusem?
- Mój spirzowy smok.
- Masz spoirzowego smoka?! Bogowie, gdzie?
- Spokojnie, jest w bunkrze 9 i jest nie groźny. Na czym skończyłem? Aha... no więc Jason i Piper dotarli do mnie po paru minutach i utrzymywaliśmy Gaję w powietrzu a Piper próbowała ją uśpić. Potem ona się rozwaliła a ja umarłem i...
- Nie chce być nie miła, ale skoro umarłeś, to nie powiwnieneś, no wiesz...
- Lekarstwo lekarza. Halo!
- Acha... spoko rozumiem.
- No więc jak umarłem, to Festus wsyrzyknął mi to paskudztwo i jakiś żyje. No więc dotarłem na wyspę Calypso i ją z tamtą zabrałem...
- Czekaj. Wyspa Calypso, tak? Z tego co wyczytałam nie można wrócić tam dwa razy, chyba że... nie wierzę! Serio?
Leo wystrzeżył żeby w szerokim uśmiechu.
- Brawo! Załapałaś! 
- A gdzie jest teraz twoja dziewczyna?
- Chwilowo na Olimpie. Ma wrócić za tydzień - powiedział ze smutkiem. Po czym popatrzył przed siebie. - Ups. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Pan D nie ma humoru, będę spadał. Powodzenia.
Spojrzałam przed siebie, rzeczywiście przed domem stał baaardzo rozłoszczony Dionizos. Nie powiem, naprawdę nie chciałam się z nim spotkać... w oczach błyskały mu czerwone ogniki, a na twarzy... lepiej nie będę mówić, bo uciekniecie. No więc, weszliśmy do środka i zobaczyliśmy Chejrona i jakiegoś satyra. Spojrzałam pytającym wzrokiem na Mirca. Dostałam bezgłośnią odpowiedź: później.
Dopiero teraz zauważyłam, że obok centura stoi dwóch chłopców.
Will z domku Apollina i mój przyjaciel Max. Wszyscy byli pogrążeni w rozmowie.
Will odwrócił się w naszym kierunku i szepnął coś do Chejrona, a ten spojrzał w naszym kierunku i przytruchtał do nas pytając:
- Czy moglibyście wszyscy, Hazel, Piper wy też, wyjaśnić mi dokładnie co się stało?
Zaczęliśmy opowiadać, każdy po trochu, a kiedy skończyliśmy, Chejronem podszedł do Pana D i powiedział mu coś pół głosem, z czego usłyszałam jedno zdanie.
Sprawy mają się gorzej niż myśleliśmy. Musisz zawiadomić Zeusa.
Pan D spojrzał na niego wilkiem.
- Myślisz że nie próbowałem? - powiedział głośno. - Ojciec nie chce o tym słuchać. Sam nie wie co robić...
W oddali rozległ się grzmot. 
- Bla bla bla... jednak wie. Ale co z tego skoro wysłał już Aresa, Hermesa i Apolla, a żaden z nich nie znalazł źródła tego paskudztwa.
- Proszę Dionizosie. Dobrze wiesz co się dzieje. On... to stanowi większe zagrożenie niż kto inny.
- Dzieciaki wyjdzcie... Proszę - Powiedział Pan Da sarkazmem, tak jakby to słowo paliło w twarz. - Wy, dwaj macie zostać - pokazał palcem na Maxa i Willa. Popatrzyłam na nich. Max wzruszył ramionami. Wyszliśmy na werandę. Piper poszła z Hazel do trzyanstki, a my zostaliśmy sami.
- Ty wiesz co to jest, prawda? -Zapytałam Mirca. Spojrzał na mnie spokojnie.
- Mam parę podejrzeń, ale żadne nie wydaje mi się logiczne. Jeśli mówią o kimś, to mógł by być każdy, jeśli o czymś to już gorzej. Na przykład mógł by być Aliastos,  potwór, umiący oszukiwać umysłu bogów i śmiertelników.
- Aha... to nie dobrze.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Mirco podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Będziesz zawsze, prawda? -Zapytałam.
Przez chwile milczał, po czym powiedział.
- Zawsze.

------------------------------------------------------
No więc, Mirco i Kate tak jakby są parą. Jeszcze nie wiem jak bardzo rozwine ich znajomość... ale  ;3 Kate stała się odważniejsza, jakoś do tej pory nie zemdlała i nie płakała, a Mirco... cóż. Mam do niego jeszcze parę planów więc będzie ciekawie :3
Rozdziały będą się pojawiać trzy razy w tygodniu... to będzie
Poniedziałek
Czwartek
Sobota :)
Bo musze mieć czas na pisanie i odpoczywanie ( no w końcu wakcje są! ) wiec mnie chyba nie zabijecie :)
Dziękuję za uwagę :* do soboty

czwartek, 2 lipca 2015

,, Przerwa w grze "

Tym razem udałam się do punktu wyjścia ^^ znowu rozdział pisany z perspektywy Kate,  :3  Życzę miłego czytania :*
----------------------------------------------------
                                             * Kate *
No ok. Przyznaję się, że Mirco mnie trochę zaskoczył. Co prawda za to wiszenie w powietrzu mam zamiar go zabić, ale to jak mnie potem potraktował... [siedzi i patrzy się na mnie, ledwo powstrzymując napad śmiechu...] Zacznę od początKu. Kiedy pobiegłam na arenę, wszyscy byli zebrani wokół jakiegoś posągu. Kiedy podeszłym bliżej, okazało się że to nie jest posąg tylko Christian z domku Aresa. Chyba Mirco potraktował go stop-czasem bo się nie ruszał a wokół jakieś dzieciaki przekrzykiwały się wzajemnie.
Trzeba zawołać Chejrona i powiedzieć co ten idiota zrobił!
albo:
Matko święta! Czy on żyje?! Zawołać Pana D, natychmiast!
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, do tego momentu gdy na arenę wkroczył Chejron, a minę miał naprawdę wściekłą. Podszedł do Christiana i przyjrzał mu się badawczo, po czym uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Kate, czy mogła byś pójść po pana di Casso,  proszę, - popatrzył na mnie stanowczym wzrokiem, nie przyjmując odmowy.
- Yyy... oczywiście proszę pana - odpowiedziałam. I ruszyłam w kierunku toru. Trybuny były puste, a wokół lasu nikogo nie było. Miałam wrócić do Chejrona, gdy nagle przedemną zmaterializował się Mirco. Popatrzył na mnie i posłał mi swój diabelski uśmieszek. Spojrzałam na niego rozbawiona i zapomniałam, że jeszcze przed chwilą miałam zamiar go zabić.
- Coś się stało? -zapytał z miną niewiniątka.
- Tia... tak jakby, jakiś chłopak nagle staną w czasie. Nie wiesz może, czyja to sprawka? Mirco popatrzył się na mnie z udawanym zdziwieniem i zapytał
- Czy znaleziono sprawcę?
- Uhm... jeszcze nie ale są podejrzani, Chejron kazał mi cię przyprowadzić, chyba chodzi o... nie skończyłam zdania, bo Mirco podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Popatrzyłam się na niego zdziwiona, ale on przytkał mi palec do ust.
- Ciii, spokojnie... - powiedział, po czym pocałował mnie lekko. Poczym odsunął się i spojrzał na mnie z rozbawieniem. - Chyba musimy odwiedzić Chejrona, najlepiej zrobimy jeśli dotrzemy tam szybko.
Dotknął mojej ręki i nagle znaleźliśmy się ma środku areny. Christian dalej się nie poruszał, a Chejron był pogrążony w rozmowie z Clarisse, z domku Aresa. Ups, zły znak. Centaur spojrzał na mnie i Mirca, po czym przytuchtał do nas.
- Panie di Casso, czy raczył by pan wyjaśnić, dlaczego Chris się nie porusza?
- No nie wiem, może udaje clauna? - odpowiedział.
- Och Mirco... naprawdę, ale naprawdę nie chciałbym pisać raportów dla Pana D. Więc mój drogi bardzo proszę, żebyś go odmienił i nie nadurzywał swoich mocy.
Mirco spojrzał na Chejrona zrezygnowanym wzrokiem, ale podszedł do Christiana i dotkną go ręką. Chris spadł na ziemię z głośnym hukiem. Kiedy chłopak wstał spojrzał nienawistnym wzrokiem na Mirca i podniósł z ziemi miecz. 
  - Zaraz... przerobię... cię... na...  mielonkę!
- Tylko spróbuj - Mirco uśmiechnął się szyderczo.
- Chłopcy - zaczął ostro Chejron. Ale oni dopiero się rokręcali. Chris posłał w kierunku Mirca czerwoną strzałę, lecz Mirco leniwym ruchem podniósł rękę, a szczała zawisła w powietrzu.
- Mi się nie spieszy Aresiątko, ty możesz sobie szczelać, ale to będzie naprawdę wooolna walka.
Christian popatrzył ze złością na Mirca.
- Niedługo poczujesz gniew Aresa.
Po tych słowach odwrócił się i ruszył do domków. Obozowicze rozeszli się do swoich spraw, a na arenie zostaliśmy tylko ja, Mirco i Chejron. Centaur patrzył się na nas z zastanowieniem i głośno westchnął.
- Bardzo proszę, żeby ta sytuacja się więcej nie powtórzyła. A teraz idźcie powiedzieć wszystkim że po południu gramy bitwę o sztandar, proszę...
Po tych słowach odszedł i zostawił nas samych.
- Yyy... to ja idę na prawo od domku Afrodyty, ok? - Powiedziałam.
- Spoko - i odszedł.
Ruszyłam w kierunku domku Afrodyty. Kiedy skończyłam, wszyscy zebrali się pod lasem ubrani w zbroje i hełmy.  Chejron stał po środku i wygłaszał jakaś mowę, a Chris i Mirco rzucali sobie wściekłe spojrzenia. Maxa i Will'a nigdzie nie widziałam, wiec chyba są na rozmowie z Panem D. Zostaliśmy podzieleni na cztery drużyny, czerwoną, niebieską, zieloną i żółtą. No to cudnie, jestem w drużynie z Mirco, przy okazji czuje się okropnie. Dobra, naszym przywódcą jest jakiś chłopak (syn Hefajstosa, Leo). Cała nasza grupa (20 osób) zebrała się koło Pięści Zeusa. Leo spojrzał na nas i uśmiechnął się wyzywająco,  po czym odwrócił się do mnie.
- Kate, tak?
- Uhm. To ja.
- Super. Czy mogła byś trochę, no wiesz... zabezpieczyć nasz teren?
- Tia. Coś się da zrobić.
Posłałam mu ciepły uśmiech i uniosłam ręce do góry. Nasza ,, kryjówka" została otoczona drzewami i kamieniami. Trochę mnie to wyczerpało, ale chyba było warto bo Leo uśmiechnął się szeroko.
- Doskonale! Teraz nie mają szans, więc trzeba obmyślić plan - usiadł na ziemi i narysował kolo. - Ja, Peter, Alex, Lili i Mary wprowadzimy w pole żółtych, bo są najsłabsi. Sam, ty i wszyscy od Apolla bierzecie się za zielonych. Kate i Mirco zabierzcie Piper i Hazel. Wy ruszacie na czerwonych. Jesteście atakującymi. Reszta broni twierdzy.
Po słowach Leo, podeszły do nas dwie dziewczyny. Jedna wyglądała jak indianka. Miała zapleciony warkocz a w nim czarno białe pióro. Uśmiechała się ciepło, chyba nie dbała o wygląd a w ręce trzymała sztylet. Druga dziewczyna miała długie, brązowe loki i złote oczy. Miała przy sobie szpachtę zamiast miecza. Popatrzyłam po otoczenou, ale pierwsza i druga grupa już wybiegły. 
- Część. Ty jesteś Kate, prawda?      Zapytała indianka.
- Tak. A ty jesteś?
- Piper - dziewczyna była bardzo miła. - Jestem córką Afrodyty, a to jest Hazel,  córka Plutona
- Plutona? Hazel popatrzyła na mnie rozbawiona.
- Tak u was Hadesa. Jestem Rzymianką z obozu Jupiter, ale chwilowo przesiaduje tutaj. - Mirco przyglądał się nam w zastanowieniu.
- Och... nasza kolej, lepiej chodźcie - Piper popatrzyła przed siebie.
Wybiegliśmy z twierdzy i ruszyliśmy przed siebie. Nie przeszliśmy dobrze 20 metrów, gdy zaatakował nas Chris. Natarł na Hazel ale wyrosła przed nim góra łupku, a ten dureń wbiegł z rozpędu w nią. Hazel uśmiechnęła się promienie.
- Jak... ty to? - zapytałam zdziwiona.
- Błogosławieństwo ojca. Potrafię przywoływać drogie kamienie i różne takie.
- Przydatny dar.
Biegliśmy dalej, aż znaleźliśmy się nad strumieniem. Przed nami, na wysokim drzewie wisiał sztandar czerwonych. Mirco ostrożnie zrobił krok do przodu, po czym odwrócił się do nas i powiedział.
- Za dużo pułapek. Dzieciaki Hermesa obstawiły nimi całe wzgórze. Są miny, dołki i psie jamy a nad sztandarem ognista siatka - spojrzał na mnie. Zaczerwieniłam się. Moje, hmmm... nie wiem jak to nazwać, może przemyślenia? Przerwała Piper.
- No to mamy problem. Hazel nie możesz ich rozwalić? - spojrzała na przyjaciółkę, ale ta tylko pokręciła głową.
- Chyba wiedzieli, że będę próbowała bo są otoczone ochronną barierą. Dzieciaki Hekate maczały w tym łapy.
- Zaraz, zaraz - powiedziałam. - Ich sztandar jest na drzewie, a drzewa to Gaja, prawda? Przecież mogę go przywołać.
- To nie takie proste - powiedziała, a Mirco i Piper przytatkneli. - Jeśli spróbujesz, pułapki się aktywują i zablokują twoją moc. Chyba że... -
Popatrzyła na Mirca i zapytała. - Czy dasz rady zatrzymać czas tylko w tym miejscu?
- Nie wiem. Nigdy nie próbowałem zatrzymać zabawek, tylko ludzi. -
Popatrzył mi w oczy a moje nogi mimowolnie stały się galaretą. - Ale mogę spróbować.
Podniósł rękę i czas jakby zwolnił. Nagle w ziemi pojawiła się szczelina i wypadło z niej trzech ludzi. Popatrzyłam po twarzach moich przyjaciół. Malował się na nich zdziwienie zmieszane z przerażeniem. Hazel podeszła do chłopaka z czarnym mieczem i  odwróciła jego twarz. Dziewczyna zamarła i uklękła na ziemi.
Nico? - powiedziała drżącym głosem. - Nico? Powiedz coś! Nico!
Zapłakała...

--------------------------------------------------
Rozdział trochę długi, ale jakoś żyje :3 mam nadzieje Kaja że wystarczająco długi :* następny ukarze się albo w środę albo w czwartek  :)  do zobaczenia :3

 

środa, 1 lipca 2015

,, Jak został bym drzewem "

Hej hej hejrosły ^^ macie kolejny roździalik :) Znowu napisany z perspektywy Mirca *-* tak się zastanawiam czy tego rozdziału nie podzielić na dwie części... :D a co do dedykacji, to zadedykuje go mojej nowej czytelnicce Marcie Nowak :)
----------------------------------------------

Kiedy się obudziłem, nie wiedziałem gdzie jestem. Złapałem się za głowę i spróbowałem sobie przypomnieć wszystkie miejsca w których ostatnio byłem. To będzie, Nowy Orlean, Chicago i... nie wiem. Po prostu nie pamiętam. [Nie nie dostałem zaników pamięci, wiec się nie odzywaj]. I nagle doznałem olśnienia. Byłem w obozie herosów, jestem synem Kronosa i ostatnio dostałem szminką po twarzy od wściekłej dziewczyny. Yyy, i prawdopodobnie znajduje się w wielkim domu a Pan D stoi nade mną i wygląda jakby chciał kogoś zabić... yhy kolejny dzień mogę zaliczyć do tych nieudanych.
- No no no. Panie Marcu, czy może mi pan wytłumaczyć co pan tu robi? - zapytał z sarkazmem.
- Z tego co widzę, to leżę na łóżku, proszę pana. W oczach Dionizosa zapaliły się czerwone ogniki. Ups, niedobry znak. - Chejron kazał mi tu zostać - dodałem z miną niewiniątka.
- Taaak. Na pewno kazał ci tu zostać na tydzień? Interesujące, będę musiał z nim porozmawiać.
Po tych słowach oddalił się a w powietrzu unosił się zapach wina. Wstałem z łóżka i rozprostowałem nogi. Wyszedłem z wielkiego domu żeby dać satysfakcję Dionizosowi i udałem się do trzynastki (mieszkałem tam, bo jakoś nikt nie sądził że Kronos będzie miał takie dziecko jak ja, wiec nie było domku dla Kronosa). Uznałem że dobrze będzie się przebrać. Podszedłem do walizki i wyciągnąłem z niej ciuchy i szczoteczkę. Udałem się do łazienki i doprowadziłem się do porządku. Nigdzie nie widziałem mojego miecza, wiec pewnie pojawi się za jakąś godzinę. (Mój miecz pojawiał się przy mnie w razie walki. Gdy nie walczyłem był w mojej duchowej skrytce). Popatrzyłem na zegarek. Do śniadania miałem jeszcze godzinę, wiec postanowiłem udać się na arenę. Kiedy dotarłem na miejsce usłyszałem krzyki. Dzieciaki Aresa kłóciły się z dzieciakami Apollina i Hadesa o jakiegoś konia.
- O co chodzi? - zapytałem jakiegoś chłopaka. Był bardzo niemiły.
- Spadaj. Nie widzisz że będzie bójka?!
- Żadnej bójki nie będzie - wycedziłem przez zęby. Chłopak rzucił się na mnie i przyszpilił mnie do ziemi. Przyłożył mi nóż do gardła.
- Coś mówiłeś idioto? 
Dotknąłem go palcem a on zatrzymał się w czasie. Oczami jednak ruszał... małe niedociągnięcie... ale tam.
- Taaa, coś mówiłem i taka rada, nigdy nie zadzieraj z synem pana czasu.
Wszyscy patrzyli na mnie ze zdumieniem a ja uśmiechnąłem się szyderczo i ruszyłem na tor wyścigowy. Jednak nie byłem sam. Na trybunach siedziała Kate i rozmawiała z jakąś driadą. Podszedłem bliżej nich i usłyszałem że driada płacze. Kate próbowała ją pocieszyć. Miała właśnie coś powiedzieć, ale zobaczyła mnie. Driada spojrzała w moim  kierunku. Najpierw pisnęła a potem rozwiała się w zieloną mgiełkę. Kate patrzyła na mnie z nieukrywaną nienawiścią.
- Czemu ty zawsze pojawiasz się przy mnie gdy ja tego nie chce? - zapytała z żalem.
- Może chcesz a nie wiesz? - zaszydziłem.
- Błagam cię... omal nie zabiłeś Maxa i jeszcze masz czelność mówić że chce z tobą gadać? Jesteś parszywym, wrednym... nie skończyła swojej pięknej przemowy bo zamknąłem jej usta. Popatrzyła na mnie z oburzeniem. Domyśliłem się, że przeklina na mnie w duchu, co mnie jeszcze bardziej rozśmieszyło. Złapałem ją za rękę i zaciągnąłem w cień drzewa. Popatrzyłem się w jej oczy i bardzo spokojnie powiedziałem.
- Słuchaj Kate, nie wiem co ci Chejron powiedział, ale grozi ci ogromne niebezpieczeństwo.
Dziewczyna pokazała na swoje usta i wzruszyła ramionami. Odblokowałem zaklęcie a ona wzięła głęboki oddech i z pełną złością powiedziała.
- Spadaj!
Spojrzałem na swoje nogi, wokół których zaczęła obwijać się gałąź. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. Uśmiechała się się satysfakcją, ale stała trochę za daleko żebym mógł przerwać jej zaklęcie, niestety punkt dla mnie. Mogłem sprawić że zawiśnie w powietrzu. Skupiłem się na jej nogach. Dziewczyna uniosła się i zrobiła fikołka w powietrzu. - Postaw mnie na ziemię, paskudo! 
Darła się, ale zaczęła powoli słabnąć. Ostrożnie wycofałem zaklęcie a Kate znalazła się na trawie. Popatrzyła na mnie z wściekłością i wstała z ziemi.
- Mirco,  czy mówiłam ci już, jak bardzo cie nienawidzę?
- Yhy... jakieś sto razy?
- Wkurzasz mnie, wiesz? A uwierz, gdybym wtedy nie wyleciała w powietrze, to w obozie pojawił by się nowy klon.
Po tych słowach pobiegła na arenę. Czy tylko mi się zdawało czy uśmiechała się? Niestety moje zamyślenia przerwał ostry szept.
Tyle razy mogłeś to zrobić, ale jeszcze jej nie zabiłeś
Powiedz panu że będę potrzebował więcej czasu.
Ruszyłem do domków.

----------------------------------------------
No więc w rozdziale wreszcie Kate rozmawia z Mirco :3 tak się zastanawiam czy nie rozwinąć tej znajomości :) następny rozdział... sama nie wiem kiedy go napisze, może jutro? Ale to już zależy od was :3

,, Sen 3/3 "

Widzę że mam coraz więcej czytelników bloga ^^ dziękuję wam bardzo :3 dodajcie mi coraz więcej weny i wiary w siebie :3 awww ^^  a teraz kolejna nowość, rozdział pisany z perspektywy Mirca :) na początku odbiegamy od tematu snu Maxa, ale wszystko potoczy si zgodnie z planem ^^

No dobra, jako że pozwolkiono mi poopowiadać wam trochę o moich losach,
[Nie Kate, nie siedziałem sobie z kolegami i nie popijałem kawy] to może zacznę opowiadać od początku. No więc, trzy dni temu Chejron wysłał mnie na poszukiwania zaginionej trójki herosów. Annabeth Chase, Percy'ego Jacksona i Nica di Angelo. Taaa... było bardzo łatwo, nie ma na co narzekać. Gdy tylko opuściłem obóz, zaatakowało mnie stado milutkich potworków. Chyba uznali że rano nie będę dobrze smakował, bo na umilenie mojego życia postanowili mnie upiec dopiero wieczorem, wiec udało mi się uciec. [Taaa... kurczak z Mirca, zadowolona?] Dobra wracając do moich przeżyć...
Kiedy uciekłem otworzyłem portal do Nowego Orleanu i przeniosłem się prosto do kolejnej pułapki. Yhy, cudny miałem dzionek. No więc tym razem znalazłem się w jakimś starym domu bez okien a jakieś węże uznały mnie za nową zabawkę do wyciskania. Próbowałem zamrozić je w czasie, ale wiele nie pomogł, więc spróbowałem odtworzyć siłą woli jakieś drzwi. Pojawił się zarys drzwi  w ścianie a moje kochane drzwiczki mntke wciągnęły. No to moja dobra rada, nigdy nie próbujcie takiego rodzaju teleportacji... ale znowu uciekłem. Tym razem do Chicago. Yhy jak tylko się tam znalazłem to zaniemówiłem. Przedemną stał olbrzym wysoki na około osiem metrów, więc instynktownie, ostatkiem sił deportowałem się do obozu i wylądowałem w domku Afrodyty na jakiejś dziewczynie. Ta odskoczyła i trzasła mnie szminką w twarz. [ Nie, nie zachowałem tej cudnej pamiątki. Zamknij się.] Wybaczcie, ale moja kochana koleżanka uwielbia wpadać mi w słowo. No dobra, po moim cudny spotkaniu z czerwoną szminką udałem się do wielkiego domu. Yhy, na widok Dionizosa trochę się zawahałem,  ale podbiegłem do drzwi i zapukałem. Pan D nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Nadal czytał swoją gazetę i popijał dietetyczną colą. Drgnąłem, kiedy drzwi otworzyły się przedemną. Wszedłem do środka i zobaczyłem Chejrona w swojej zwykłej postaci. Musiałem wyglądać tragicznie, bo gdy centaur spojrzał na mnie zzieleniał na twarzy. Gestem ręki pokazał mi na najbliższe łóżko, a ja bez słowa położyłem się na nim. Chejron wymamrotał jakieś zaklęcie i powieki zaczęły mi ciążyć.  Gdy tylko zasnąłem, moja dusza wybrała się na wycieczkę.

                                                *****
Stałem na szczycie jakiegoś budynku. Przedemną wynosiła się panorama Nowego Jorku. Czułem w sobie moc, wielką moc. Całe miasto było pod moją władzą. Usłyszałem za sobą ciche prychnięcie. 
- Gotowe panie. Herosi dotrą tu o świcie.
Popatrzyłem na tego nędznego człowieczka i przemówiłem głębokim, starożytnym głosem.
- Doskonale Iwan. Czy nasza mała niespodzianka jest juz gotowa?
- O tak. Dokonaliśmy wszystkich możliwych przeglądów i wszystko działa zgodnie z planem.
Spojrzałem na swoje ręce.
- Już niedługo moi wrogowie poczują mój gniew. Znowu odzyskam tron i panowanie a te nędzne olimpijskie kreatury poczują jak to jest być słabym. Iwan miał coś powiedzieć ale
sceneria snu zmieniła się. Tym razem zobaczyłem wspomnienie. Ale nie byłem sam. Obok mnie stał Max i patrzył załamanym wzrokiem na kobietę przytulającą małe niemowlę. Kobieta szepnął coś po cichu a z oczu leciały jej łzy.
- Nie oddam ci go!
Z głębi odezwał się sarkastyczny śmiech.
- Nie musisz go oddać, sama sobie wezmę! Taka bezbronna Mary, mogłaś mieć wszystko... on by cię zabrał do morza, ale nie! Wolałaś zostać tu z nim teraz ja go zabije!
Jakiś przerażający kształt z ostrymi jak brzytwa pazurami rzucił się na dziecko. Kobieta krzyknęła i zasłona je własnym ciałem. Potwór zranił jej brzuch a z rany popłynęła jej krew.
- Nigdy go nie dostaniesz - wychrypiała. Potwór znikł a niemowlę zaczęło płakać. - Max dokonasz wielkich rzeczy, będę z ciebie dumna.
Po tych słowach kobieta umarła. Ze zdumieniem spojrzałem na chłopaka. Prawdziwy Max nie poruszał się a ja uświadomiłem sobie ze patrzę na najboleśniejszą scenę z jego życia. Miałem go właśnie dotknąć, ale moja dusza uznała że pora wracać. Zanurzyłem się w mrok.

--------------------------------------------

Tym razem pisałam w trochę innym stylu bo chciałam przetestować moje możliwości ^^ No więc jak mówiłam na początku, może się wydawać ze treść odbiega całkowicie od tytułu, ale tak nie jest. Co prawda w tym rozdziale to Mirco jest narratorem, ale musiałam to przedstawić tak, aby można było spojrzeć na scenę z życia Maxa oczami innej osoby. Kolejny rozdział pojawi się w czwartek  :3 mam nadzieje ze będzie się wam podobać :*

wtorek, 30 czerwca 2015

,, Sen 2/3 "

Rozdział z dedykacdla czytelników mojego bloga ^^ mam nadzieje że będzie się wam podobał *-*

                                         
Bum! Bum! Bum! Wstałem tak szybko,  że uderzyłem się o jakąś drewnianą belkę.
- Au!  Rozmasowałem głowę. Do pokoju weszła jakaś dziewczyna. Miała ciemne, długie kręcone włosy i niebiesko zielone oczy. Popatrzyła się na mnie i uśmiechnęła się.
- Ty jesteś Max, prawda? - zapytała.
- Uhm... nie było mnie stać na mądrzejszą odpowiedź. Dziewczyna zaśmiała się cicho. Miała ładny głos.
- Jestem Lili. Córka Hadesa.
Popatrzyłem na nią z szeroko otwartymi oczami. Córka Hadesa? Spotkałem już wiele dzieciaków pana umarłych, ale wszyscy byli smutni i nigdy się nie uśmiechali. Lili była całkiem inna. Miała w oczach błysk szczęścia a w jej głosie nie było żalu.
- Acha... yyy ok. Ja jestem synem Posejdona.
- Wiem. Chejron kazał mi cię przyprowadzić - Kolejny uśmiech.
- To ja się może przebiorę... zarumieniła się i wyszła. Poszedłem do łazienki i umyłem zęby. Kiedy doprowadziłem się do porządku, wyszedłem z domku. Lili siedziała na trawie i bawiła się z kotem. Hades i kot? Kiedy tylko wyobraziłem sobie takie połączenie, chciało mi się śmiać. Dziewczyna odwróciła się, wstała z ziemi i podeszła do mnie. Poszła przed siebie a ja ruszyłem za nią. Tak jak już wiedziałem, szła do wielkiego domu. Na początku przypominała mi Kate. Dopiero teraz zauważyłem, że jest trochę niższa od Kate i ma dłuższe włosy. No i oczywiście inne oczy. Kate... dawno jej nie widziałem. Peter mówił mi, że ostatnio Chejron przeniósł ją do wielkiego domu. Przyłapałem się na tym, że przy przyglądam się Lili. Była całkiem ładna. Włosy miała rozpuszczone i troszeczkę rozczochrane. Była ode mnie trochę niższa. Sprawiała wrażenie wyluzowanej, ale w każdej chwili gotowej do walki.
[ Nie, nie zakochałem się i nie, nie podoba mi się ]. Dobra. Zatrzymała się przed drzwiami i odwróciła się do mnie.
,, Miłej rozmowy wodniku "
Po tych słowach zbiegła na dół i tyle ją widziałem. Otworzyłem drzwi i chwiejnym krokiem wszedłem do środka. Chejron siedział na swoim wózku a na sofie zobaczyłem kogoś jeszcze. Moja przyjaciółka,  Kate leżała skulona w rogu i czytała jakąś książkę. Lektura musiała ją całkowicie pochłonąć, bo na twarzy miała ten swój wyraz zamyślenia.
- Hm, hm - chrząknąłem.
- Witaj Max. Najwyższa pora.
Kate spojrzała na mnie u uśmiechnęła się. Wstała z sofy i podeszła do mnie.
- Dawno cię nie widziałam, wodniku. Przytuliła się do mnie. Chejron patrzył na nas z wyrazem zastanowienia. Po chwili głęboko westchnął i powiedział.
- Mamy problem. Twój brat Percy już od pięciu dni nie odpowiada na wezwania. Wysłaliśmy Mirca na zwiady, ale wrócił ledwo żywy do obozu. Mówił coś o jakiej Amperianie... jakoś tak to brzmiało. W każdym bądź razie, musimy podjąć pewne kroki które...
- Yhy, ale co ja mam z tym wspólnego?
- Właśnie do tego zmierzam Max. Nie miałeś ostatnio jakiś snów? Coś cokolwiek co było połączone z czymś dziwnym? Może widziałeś Percy'ego?
Przypomniałem sobie mój ostatni sen. O brazowy ptaku o wielkim ligowym moście i przepaści do której wpadłem, ale nie powiedziałem mu prawdy.
- Nie ostatnio nic mi się nie śniło - uznałem stanowczo.
Kate popatrzyła na mnie z wyrzutem. Zawsze mi mówiła że nie umiem kłamać, ale Chejron chyba mi uwierzył.
- Dobrze, możesz iść. Ale gdybyś miał mi coś więcej do powiedzenia,  to wiesz gdzie mnie znaleźć.
Podziękowałem i wyszedłem na taras. Drzwi wejściowe otworzyły się powoli i wyszła z nich Kate. Stanęła obok  mnie. Popatrzyłem się na obóz. Teraz kiedy zaczęły się wakacje, coraz więcej herosów przyjeżdżało do obozu. Kate wyciągnęła rękę a na niej pojawił się kwiat. Popatrzyłem na nią. W głowie usłyszałem to jej głos
Już na zawsze będziemy przyjaciółmi, obiecuję...
Spojrzałem na nią. Doszło między nami ciche porozumienie. A potem wydarzyło się coś tak dziwnego, że mój mózg nie potrafił przetworzyć tych informacji.
Kate pocałowała mnie i powiedziała cichym szeptem.
Uważaj na siebie wodniku.
I wybiegła do środka a ja zostałem sam z moimi przemyśleniami.

-----------------------------------------
No to mamy kolejnego bohatera :3 a mianowicie Lili Corlsyn. Córkę Hadesa ^^ jedyne co jeszcze odpowiem to to, że Lili będą miała duże znaczenie w losach Maxa i jego przyjaciół *-* kolejny rozdział pojawi się jutro albo po jutrze :*

poniedziałek, 29 czerwca 2015

,, Sen 1/3 "

Kocham was ♥♡45 obserwatorów ^^ bardzo dziękuję wszystkim co czytają i komentują mojego bloga :3 naprawdę jest mi miło ;) *-*

----------------------------------------
Kolejny rozdział napisany z perspektywy Maxa ^^ mam nadzieje ze będzie się wam podobać *-*

Ostatnią rzeczą którą pamiętam zanim straciłem przytomność, był człowiek z złotym mieczem. Potem była ciemność.

                                               ******     
Biegłem przez pola. Koło mnie leciał złoto brązowy orzeł. Nie miałem wyznaczonego celu. Jedyne co wiedziałem to to, że muszę biec za ptakiem. Ile biegłem? Godzinę a może dwie. Nie wiem. Nie byłem w stanie określić czasu, miejsca i mojego stanu. Powoli zacząłem opadać z sił, jednak ptak leciał dalej. W końcu przefrunął wysoko nad jakąś dziurą i zatrzymał się na jej końcu. Podbiegłem i spojrzałem w dół. Przedemną piętrzyła się  ogromna przepaść a jedyną drogą na drugi koniec, był stary linowy most. Orzeł spojrzał na mnie swoimi brązowymi ślepiami i zaczął śpiewać.  Piosenka była pełna smutku, żalu i poczucia winy. Na swój sposób piękna, ale i kalecząca. Przypomniały mi się wszystkie złe chwile z mojego dzieciństwa. Kiedy moja matka umarła a mnie oddali do domu dziecka, jak byłem wyśmiewany za to że bałem się polecieć samolotem na wycieczkę... Mógłbym tak wymienić przez cały dzień. Postanowiłem jednak się nie poddawać i ruszyłem w kierunku mostu. Ostrożnie postawiłem nogę na linie i wstrzymałem oddech, ale nic się nie stało. Powoli ruszyłem przed siebie. Strach mnie nie opuszczał. Kiedy byłem w połowie drogi, liny pękły a ja runąłem w przepaść. Spadłem i spadłem aż nagle  znalazłem się w wodzie. Byłem pewny że zaraz poczuje przypływ energii, wiec zdziwił mnie fakt że ledwo utrzymuję się na powierzchni. Powoli odpadam na dno. Zapomniany przez bliskich... odrzucony przez dziewczynę...
Brak tlenu rozsadzał mi płuca. Nagle nademną pojawiła się twarz Kate. Nie ta ponura i zapłakana,  ale szczęśliwa i roześmiana. Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i mnie przytuliła.
,, Już zawsze będziemy przyjaciółmi, obiecuję. " Zamknąłem oczy...

                                                *****
Obudziłem się cały zalany potem. Było ciemno, więc chyba była noc. Idealnie... prawdopodobnie znajduje się w jakimś pomieszczeniu dla wariatów...
Powieki zaczęły mi ciążyć.  W mojej głowie usłyszałem cichy, kobiecy głos...
Nie poddawaj się Max... Twój ojciec jest z ciebie dumny. Dobrze sobie radzisz... nie zawiedź go...
Zasnąłem.

----------------------------------------
Rozdział nie jest najdłuższy ale będzie podzielony na 3 części więc wiecie... :3

sobota, 27 czerwca 2015

INFORMACJA ^^

Znowu mam małe opóźnienie, wiec rozdział pojawi się z poniedziałku na wtorek :) znowu postaram się go przedłużyć :* przepraszam ^^

,, Pegaz "

Ehem ^^ postanowiłam spróbować czegoś nowego i napisać rozdział z perspektywy Maxa ★.★ z góry przepraszam za wszystkie błędy ponieważ jest to mój pierwszy rozdział pisany jako chłopak  *.*

Koszmar. Całe moje życie jest jednym wielkim koszmarem. Tak się zastanawiam po co ja jeszcze żyje? Jeśli chodzi o moje koszmarne życie, to może zacznę od dowolnego przykładu z mojego życia... załóżmy dzisiejszy dzień. Najpierw dostanie w twarz z  jakiegoś chwasta od Alice (córka Demeter). Potem ucieczka Kate, a teraz jeszcze dowiaduje się, że moja najlepsza przyjaciółka jest córką bogini ziemi. Ooo... jeszcze zapomniałem dodać o bójce z Cristinem od Aresa (dalej boli mnie noga). Czasem mam ochotę wskoczyć do jeziora i z niego nie wychodzić. Niestety nie mam wyboru. Musze żyć dalej. Musze to, musze tamto. Jak ja nienawidzę tego słowa. A co teraz robię? Leżę na łóżku i użalam się nad sobą. Popatrzyłem się na moją rękę i ściągnąłem z niej złoty  pierścień. Obróciłem go w palcach. Jest to prezent od mojego ojca. O przepraszam... jedyny prezent od mojego ojca...
Na początku myślałem że to jakaś pomyłka, niestety szybko się okazało że mogę tym głupim urządzeniem kogoś zabić. Kiedy dotknąłem bursztynu który był po środku mojego prezentu, zamieniał się on w długi na metr, spirzowy miecz z rękojeścią owiniętą czarną skórą. Milutkie,  nieprawdaż? Sfrustrowany wstałem z łóżka. Nie mogłem już dłużej leżeć. Moje ADHD mi na to nie pozwalało. Wstałem i poszedłem się ubrać. Może to za brzmieć trochę głupio, ale miałem zamiar iść i pogadać z końmi. Tsaaa... pewnie zwariowałem? Na początku też nie mogłem w to uwierzyć, ale tak. Umiem rozmawiać z końmi. Jest to jedna z zdolności Posejdonowych synów. (Chyba dużo mieli tych zdolności). Udałem się w kierunku stajni i podszedłem do wielkiego złotego boksu w którym znajdował się ,, adoptowany " przeze mnie a ja przez niego, pegaz. 
- Hej a koleżko!  Masz może dla mnie kostki cukru? - W mojej głowie odezwał się głos Amora.
- Amor. Dobrze cię widzieć...
- Ale cukier masz? - Uśmiechnąłem się i podałem Amor'owi kostki cukru. - Mmm pycha. Szkoda że inni nie są dla mnie tacy mili.
- Dobrze wiesz że nie powinieneś jeść za dużo słodyczy. A tak przy okazji, jacy inni?
Koń zamachał nerwowo skrzydłami.
- Jest paru takich. Ci od Aresa próbowali mnie zaciągnąć do rydwanu,  a takie dziewczynki od Afrodyty pomalować na czerwono. Ja tam lubię być brązowo złoty.
Kolejne dziwactwo. Amor zaadoptował mnie trzy dni temu. Był jedynym skrzydlatym koniem, który był dwu kolorowy. ( Wierzchowiec Percy'ego był cały czarny, też dziwne). Pogłaskałem go po pysku. Koń zarżał z uciechy.
- Musze już iść. Ale obiecuję że po śniadaniu przyniosę ci kostki cukru i trochę siana.
- Cukierkowe siano... Brzmi nieźle, ale wolę cukier.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z stajni. Skierowałem się w kierunku pawilonu jadalnego. Wszyscy już siedzieli na swoich miejscach, tylko Pan D patrzył się w moim kierunku. W jego oczach widziała żądza mordu. Ruszyłem szybko w kierunku mojego stolika. Usiadłem. Rozglądałem się po pawilonie. Nigdzie nie było widać Kate i Chejrona, wiec chyba są w wielkim domu i rozmawiają. Zrobiło mi się smutno. Popatrzyłem się w mój talerz i pomyślałem.
Lody waniliowe, żeberka z grila i sernik. Wstałem od stołu i poszedłem do ognia ofiarnego. Wsypałem zawartość mojego talerza do ognia i wymówiłem krótką modlitwę do mojego ojca.
P-posejdonie, jeśli mnie słyszysz, to wskaż mi drogę. Poczułem przyjemną,  morską bryze. Wyobraziłem sobie morze, rybki i plaże z palmami. Wróciłem do mojego stolika. Nie byłem głodny ale poprosiłem mój talerz o kostki cukru. Szybko schowałem je do kieszeni. Pan D miał wzrok utkwity we mnie, więc się odwróciłem. Nagle do pawilonu wszedł Chejron. Wszystkie rozmowy nagle ucichły.
- Dzisiaj po południu - zaczął. - Odbędzie się bitwa o sztandar razem z łowczyniami.
Na pawilonie wybuchły podniecone szepty takie jak...
Łowczynie?  A kto je zapraszał?!
Albo takie...
Skopać dziewczyny!
Chejron kontynuował, ale chyba nikt go nie słuchał. Wszyscy o czymś dyskutowali. Udało mi się uchwycić strzępki rozmów.
- Ostatnim razem wygrały. One są nieśmiertelne wiec jak mamy niby wygrać?
- Jeszcze ta cała Thalia Grace. To przecież córka Zeusa!
- Moim zdaniem Chejron niepotrzebnie je zapraszał.
- Właśnie... obóz i tak ma dużo kłopotów, nie potrzeba więcej.
Po tych słowach bardzo powoli wycofałem się z pawilonu. Już miałem biec do stajni, gdy nagle na kogoś wpadłem.
- Proszę proszę. Mike Corrlon - Pan D patrzył na mnie z góry.
- Max Carter proszę pana - warknąłem.
- Bez różnicy Matheusu Carmonie.  Pewnie myślałeś że wielki  i wszechpotężny dyrektor obozu nie       zauważy jak znikasz? 
- No może... - Popatrzyłem się w jego oczy. Ujrzałem w nich jak ludzie nagle szaleją, albo jak powoli zamieniają się w delfiny. -  Ale chyba jednak się rozmyśliłem i wrócę do pawilonu jadalnego.
Dionizos popatrzył na mnie a ja pobiegłem, byle być  daleko od niego. Jak ten gość działa mi na nerwy...
Kiedy wróciłem, nikogo już nie było. Poszedłem wiec do stajni i skierowałem się do boksu Amora. Kiedy doszedłem do boksu, był pusty. Odwróciłem się szybko. Amor stał za mną i rżał z uciechy.
- Przyniosłeś mi cukierkowe siano? - Zapytał z nadzieją.
- Amor... mam tylko cukier. Ale następnym razem spróbuję przemycić ci siano - obiecałem.
- Mmm... cukier. Ja muszę lecieć koleżko. Giwon i Szarlotka nie będą czekać wiecznie.
Pegaz zamachał skrzydłami i odleciał. Troszeczkę zawiedziony wyszedłem na arenę. Kiedy dotarłem na miejsce, dotknąłem pierścienia. W mojej dłoni pojawił się miecz. Miałem właśnie uderzyć na manekina,  gdy usłyszałem szyderczy śmiech.
Chcesz walczyć wodniku?  To walczmy...

----------------------------------
Starałam się pisać bez błędów, ale tak jak mówiłam. Nigdy nie wcielałam się w rolę chłopaka wiec było trudno :3 mam nadzieje że rozdział wystarczająco długi :)

piątek, 26 czerwca 2015

Informacja ^^

Kolejny rozdział zostanie dodany z soboty na niedzielę :) dlatego że mam teraz urwanie głowy :) postaram się żeby był baaaardzo długi *-*
di_Angelo

czwartek, 25 czerwca 2015

,, Poznaje dyrektora obozu "

Kolejny rozdział z dedykacją dla... komu bo go tu zadedykować... sama nwm :) a więc z dedykacją dla wszystkich ^^

Czy uciekłam? Sama nie mogę tego stwierdzić. Wiem tyle, że jestem w północnej części lasów otaczających wybrzeże Long Island i siedzę na gałęzi jakiegoś drzewa. Chciało mu się płakać. Z tego co wiem, jeśli heros przekroczy granice obozu to zostaje smakowitym obiadkiem. Zaczęłam powoli zazdrościć śmiertelnikom. Im nic nie groziło. Mogli sobie pracować, bawić się i wyjeżdżać a żaden potwór ich nie skrzywdzi. Tęskniłam za Max'em tylko on mnie rozumiał. Ale dalej nie rozumiałam dlaczego Mirco go tak nie nawidzi. Chyba obaj coś przedemną ukrywali...
Dotknęłam ręką suchej gałęzi. Najpierw wyrosły liście o potem pączki. Całkiem przydatna ta moja moc. Zasłoniłam się liśćmi. Gdyby Mirco mnie wtedy zabił to nie musiałabym teraz uciekać. Pomyślałam że złością. Moje ,, cudne myśli " przerwało wołanie.
KATE! KATE GDZIE JESTEŚ! Był to głos Maxa. Już miałam do niego zejść gdy zobaczyłam że nie jest sam. Był z nim Mirco. Zaczęli się kłócić.
- ...tylko i wyłącznie twoja wina!
- Interesująca historia. - Odpyskował Mirco.
- Zamknij się i wołaj.
- Czekaj.- Mirco zatrzymał sie kolo mojego drzewa. - Ktoś jest na tym drzewie.
- Skąd to wiesz?
- Moim ojcem jest Kronos.  Wyczuwam gdy coś lub ktoś jest w pobliżu.
Zbliżył się do drzewa. Skupiłam całą swoją uwagę na gałęzi drzewa. Gałąź poruszyła się i chlastneła Mirca w twarz. Odsunął się zaskoczony a ja zaskoczyłam z drzewa.
- Idiota. - Powiedziałam. Marco patrzył na mnie z nieukrytą nienawiścią.
- To ze jesteś córeczką Gai to nie znaczy że... - Popatrzył się w niebo przerażony tak jakby coś miało go zaraz zabić - Cofam wszystko co powiedziałem.
- Córką Gai? A skąd ty niby wiesz kto jest moją matką,  co? - Nie wytrzymałam. Myślałam że zaraz naślę na niego armię uzbrojonych stokrotek.
- Słuchaj ja nie powinienem ci tego mówić. To nie było zgodne z pla... po prostu wiem. Coś jeszcze?
- Ale skąd wiesz?
- Nie zdziwiło cie to że ziemia zawsze była ci posłuszna? - Zapytał - Albo to że potrafisz wytwarzać nowe rośliny, kamienie i wogóle? Twoją matką jest Gaja. Bogini Ziemia. Nie powinnaś żyć. Jednak jesteś jedynym ostatnim dzieckiem Gai które jest herosem. Masz wielką moc która może zniszczyć ciebie ale i wszystko w okół. Gaja trzymała cie w ukryciu przez trzynaście lat. Dopiero po wojnie ujawniła gdzie jesteś.
- A kto jest twoim ojcem?
- Ja jestem synem Kronosa, pana czasu. Potrafię sprawić że człowiek zatrzymuje się w czasie lub nie odczuwa że minęły godziny kiedy to on myśli że sekundy.
Gaja? Matka ziemia? Matka bogów. A ja jestem jej dzieckiem. Max patrzył się na nas tak, jakbyśmy byli jakimiś kosmitami.  Chciało mi się płakać. Nie wiedziałam co robić. Po prostu życie nagle straciło cały sens. Max podszedł do mnie i przytulił mnie.
,, Musimy iść " powiedział i złapał moją rękę. Nie protestowałam. Szłam za nimi cicho ze spuszczoną głową.
Chejron wiedział, Mirco też. Ale ja musiałam się dowiedzieć właśnie w ten sposób. W głowie zabrzmiały mi słowa matki.
Nie długo sama się dowiesz ale ostrzegam cie Kate, to nie będzie łatwe.
Łatwe... całe moje życie posypało się na kawałki wiec co w nim było łatwego?
Nic.
Piętnaście metrów dalej zobaczyłam pola truskawek. Poszliśmy do wielkiego domu. Na bujanym fotelu siedział jakiś gruby facet. Trzymał w ręku puszkę z dietetyczną colą. Miał na sobie dres w cętki i sportowe buty. Koło niego na inwalidzkim wózku, siedział Chejron. Facet w dresie wstał.
- No no no. - Powiedział - Kami Sallen córeczka Gai. Widzę że musimy poważnie porozmawiać...
- Kate Laren, proszę pana.
- Bez różnicy... No więc skoro już wiesz kim jesteś, to gdzie by tu cie ulokować?
Jeśli mam być szczery, to nie nawidzę nowych herosów.
- Z całym szacunkiem proszę pana, ale właśnie poplamił pan sobie dres. - Uznałam.
- Coś czuje ze się nie polubimy, Sallen.
- Laren. - Warknęłam. Chejron posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i powiedział.
- Kate, to jest Dionizos nasz szanowny dyrektor obozu. Dionizosie myślę że na razie ulokujemy ją u Posejdona a jak Nico wróci to u Hadesa.
Popatrzyłam się na nich tępym wzrokiem.
- No co się tak patrzysz? - dyrektor obozu popatrzył na mnie. - Idź po swoje rzeczy i do domku trzeciego. I lepiej się przebierz.
Popatrzyłam na swoje ubranie. Bluzkę miałam w strzępach, spodnie całe w żywicy a miecz był brudny. Wyszłam z wielkiego domu i poszłam do jedenastki. Otworzyłam swoją walizkę i wyjęłam z niej czystą, dresową bluzę i czarne spodnie. Poszłam do toalety się przebrać. Kiedy doprowadziłam swój wygląd do porządku, spakowałam się i poszłam w kierunku niebieskiego domku. Wcale nie był zrobiony z marmuru tak jak myślałam ale z niebieskiego, morskiego kamienia.  Weszłam do środka. Byli w nim sześć łóżek. Dwa były zajęte. Na jednym siedział Max a na drugim były rzeczy jakiegoś chłopaka (pewnie Percy'ego Jacksona). Usiadłam koło Maxa. Uśmiechnął się do mnie.
,, Witam w moich skromnych progach " powiedział.
Położyłam się obok niego. Przytulił mnie. Zamknęłam oczy i odpłynełam.

środa, 24 czerwca 2015

,, Moja moc staje się niebezpieczna "

Kolejny rozdział jest bez dedykacji :) Mam nadzieje że będzie się podobać :* ^^

Po tym jak potraktowałam Mirca korzeniem,  bałam się z nim spotkać. Zaprowadziłam Maxa nad strumień.  Max zanurzył się w wodzie a jego rany zaczęły się zabliźniać. Najgorszą ranę miał na ramieniu. Kiedy się na niego patrzyłam, zrobiło mi się go żal. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam go
- Skąd znasz Mirca?
- No wiesz, trochę długo byłaś nieprzytomna. Przez ten czas dużo się zmieniło... no więc kiedy byłem sobie na arenie to ten baran podszedł do mnie i kazał mi się od ciebie odwalić.
- Aha... czyli on cię pobił, bo się ze mną przyjaźnisz?
- No... tak... właśnie o to chodzi.
Max zaczerwienił się. Musiał coś przedemną ukrywać. Miałam go już o to zapytać, gdy nagle przed nami pojawił Chejron.
- Kate, musimy poważnie porozmawiać.
- Yhy... co ja zrobiłam?
- Powiem ci potem. Max czy mógłbyś nas na chwile zostawić?
Max już otworzył usta i miał coś powiedzieć, ale Chejron podniósł rękę i Max zrezygnowany odszedł.
- Czy powiesz mi, dlaczego Mirco wrócił owinięty korzeniem?
- No bo ten tego... bo Mirco chciał pobić Maxa za to że się ze mną przyjaźni. Nie mogłam mu na to pozwolić.
Załamałam się. Z oczu pociekły mi łzy. Chejron popatrzył na mnie i pogłaskał mnie po głowie. Powiedział żebym poszła do Maxa bo musi coś omówić z jakimś Dionizosem. Kiedy wypowiedział to imię powiało winem.
Poszłam w kierunku domków. Doszłam nad zatokę Long Island. Usiadłam na plaży i zamknęłam oczy. W głowie usłyszałam delikatny głos.
Cudownie Kate... coraz lepiej sobie radzisz. Ale uważaj oni chcą cie zabić... masz coraz większą moc.
Otworzyłam oczy. Musiałam coś sprawdzić. Dotknęłam ręką ziemi. Wyskoczyła z niej róża. Przerażona zabrałam rękę. Coraz większa moc... Boże, co się dzieje co ja robię? Chcą mnie zabić? Kto? Co? Nie miałam pojęcia.  Wstałam na nogi. Skoncentrowałam się na ziemi. Nagle z prędkością światła wyrosła z niej palma. Jakie znałam boginie wpadające czym kolwiek co miało połączenie z ziemią?
Persefona? Nie to była bogini wiosny...
Demeter? Raczej nie. Była jeszcze jedna ale nie mogłam sobie przypomnieć jej imienia. Przebiegłam kawałek po plaży. Odwróciłam się, za mną pojawiły się kępki stokrotek. Pobiegłam w kierunku wielkiego domu i zapukałam do drzwi. Nikt nie otworzył. Pobiegłam na polane i rozpłakałam się.
Mrauuu... wreszcie cie mam... a teraz pora na kolacje... Pan będzie zadowolony...
Zobaczyłam jakiś cień. Usłyszałam jakieś drapanie... coś drasneło mi skórę na ramieniu. Cień ruszył na mnie. Nagle przedemną wysoka skała w którą uderzył cień. Zamienił się w złoty pył...
Uciekłam...

;)

wtorek, 23 czerwca 2015

,, Moja pierwsza walka "

Rozdział z dedykacją dla Agi 03 :) dziękuję *-* następny dodam w czwartek :D

Hej, Kate obudź się. Ktoś potrząsał mnie za ramię. Otworzyłam oczy. Nademną  stał uśmiechnięty Max.
- MAX! - Krzyknęłam i rzuciłam się mojemu przyjacielowi na szyję.
- Udusisz mnie. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak się o ciebie martwiłam - z oczów poleciały mi łzy. - Nigdy więcej tak nie rób. Nigdy...
Max przytulił mnie mocno do siebie. Przy nim czułam się taka... taka wyjątkowa. Tylko on mnie rozumiał.
- To co. Może mały spacer na arenę?
Zapytał a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Kto ostatni ten burak! Krzyknęłam i pobiegłam w dół zbocza. Juz myślałam że wygram, gdy nagle ktoś przeskoczył nademną i wylądował dokładnie po środku areny.
- Część buraku.
- To było  nie fair! - Zaprotestowałam.
- Nie było zasad gry. - Posłał mi ten swój diabelski uśmieszek. Po czy poszedł na koniec areny i przyniósł dwa miecze. Jeden rzucił mi. Złapałam miecz. Był idealnie wywarzony. Klinga błyszczała srebrem a rękojeść była owinięta czarną skórą.
- Yhym... po co mi ten miecz?
- Pora nauczyć cie walczyć. Nie zawsze będę się rzucał aby cię uratować. - kolejny uśmiech. - Twój miecz jest zrobiony z niebiańskiego spirzu a mój z cesarskiego złota. Twój zabija tylko potwory, ale ja mogę zabijać śmiertelników.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, zaatakował. Odparowałam cios. Boże... przecież ja nigdy nie miałam czegoś takiego w dłoni, wiec jakim cudem jeszcze żyje? Pomyślałam.
Uskoczyłam przed kolejnym ciosem i uderzyłam płazem miecza w pierś Maxa.  Zatoczył się do tyłu. Uśmiechnęłam się triumfalnie.  Spróbowałam jeszcze raz, ale tym razem jakby przewidział co zrobię. Uderzył w rękojeść a miecz wypadł mi z dłoni.
- Proszę proszę... kogo my tu mamy. - Odwróciłam się. Za mną stał Mirco i uśmiechał się chłodno. - Widzę że wyzdrowiałeś.
- nikt cię tu nie zapraszał- wycedził Max przez zęby - wiec spadaj.
- Bo co? Chlustniesz mi wodą w twarz? Mirco zaśmiał się szyderczo.
- Zaraz zaraz... po kolei. To wy się znacie?  - Zapytałam zdezorientowana.
- Tsaaa, tak jakby. Kate nie zadawaj się z nim. Błagam.
Czas zwolnił. Mirco zamachną się na Maxa swoim mieczem. Max odparował cios. Coś było nie tak. Miecz Mirca wydawał błyszczeć kiedy uderzał nim w Maxa. Albo to jego miecz pozbawiał Maxa siły, albo... sama nie wiem co. Mirco uderzył z taką siłą, że Max spadł na ziemię i osunął pięć metrów od niego. Ten podszedł do niego i przytkał czubek miecza do gardła.
,, Wolisz żebym cie zabił tutaj, czy może w wodzie? "
Uniósł miecz. Nagle mój gniew eksplodował. Podeszłam do niego i krzyknęłam.
Ty wielki... oślizgły... dupku... krzyknęłam. Z ziemi wyszedł konar drzewa (wyszedł dosłownie) i owinął się wokół nóg Mirca.
NIKT! ALE TO NIKT! NIE MA PRAWA ZABIJAĆ MOICH PRZYJACIÓŁ!
Po tyc słowach podeszłam do Maxa i podałam mu rękę. Złapał ją i wstał.
- Jak ty to...
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie zniosła bym gdyby on cię zabił. Po prostu czułam że mogę to zrobić.
I odeszliśmy zostawiając Mirca z moim  korzeniem drzewa...

;)


niedziela, 21 czerwca 2015

,, Wróg czy przyjaciel? "

Och... Pathis nasłała na mnie armię Kronosa i mnie pobili ;( jak ja teraz coś napiszę? No ale masz i się ciesz :* następny rozdział będzie w środę :)

Odwróciłam się szybko. Za mną stał wysoki chłopak o czarnych włosach i oczach. Ubrany był na czarno a w dłoni trzymał miecz. Uśmiechał się szyderczo. Usłyszałam ostry szept
Idealnie... zabij! Teraz!
Chłopak odpowiedział coś po starogrecku z czego zrozumiałam tylko jedno słowo, czas. Czas na co? pomyślałam. Chłopak popatrzył się na mnie i podał mi rękę. Spojrzałam na niego nieufnie. Odtrąciłam jego rękę i wstałam z ziemi. Uśmiechał się do mnie.
- Jestem Mirco. Mirco di Casso - Powiedział.
- Kate. - Przedstawiłam się.
- Czemu nie jesteś w obozie? Niebezpiecznie jest tu chodzić po nocy. Nie boisz się że ktoś cię zaatakuje?
- Pomyślmy... np taki idiota który słucha jakiś szeptów które każą mnie zabić?
- Szeptów? Mirco na chwile zamilkł. Chyba o czymś rozmyślał. - Tak czy siak, nie powinnaś chodzić po lesie sama. Idziemy do obozu.
Nawet nie zdążyłam zaprotestować. Złapał mnie za rękę i pociągnął jak jakaś lalkę. Miałam coś powiedzieć ale ten chyba czytał w moich myślach.
,, Błagam nie odzywaj się " zamknęłam usta. Co to za koleś? Najpierw ktoś lub coś każe mu mnie zabić a teraz odprowadza mnie do obozu. Zaciągnął mnie aż pod jedenastkę. Kiedy mnie puścił odwrócił się i popatrzył mi w oczy.
- Uważaj na siebie - powiedział - Nie zawsze będziesz miała ludzi, którzy cię ochronią. Po tych słowach odszedł. Weszłam do domku, nakręciło mi się w głowie. Świat odwrócił się do góry nogami i stał się żółty. Doczągałam się do mojego łóżka. Położyłam się na nim i zgiełam się w pół. Coś zaczęło mi skręcać wnętrzności. Usłyszałam jakieś głosy. Zemdlałam...
Nic mię się nie śniło. Jeśli mam być szczera to nawet mnie to ucieszyło. Choć jedna noc (albo dzień, sama niewiem) była bez koszmarów.
Powoli zaczęłam się budzić. Znowu byłam w sali szpitalnej. Koło mnie stał Mirco. Uśmiechał się tym razem nie szyderczo ale jakoś inaczej. Tak cieplej. Zdziwiło mnie to.
- Ostrzegałem cię. - Powiedział.
- O co co chodzi? Najpierw chcesz mnie zabić a teraz odwiedzasz mnie w szpitalu.
- Gdyby nie ja, już byś nie żyła.
- Denerwujesz mnie. A teraz wybacz ale chcę mi się spać.
Wkurzona odwróciłam się do niego plecami. Mirco mamrotał coś pod nosem a potem wyszedł. Usłyszałam przytłumione kroki, kierujące się do drzwi. Zamknęłam oczy i zasnęłam...

Ciąg dalszy nastąpi :)