No hejcia kociaki ;3 macie kolejny rozdzialik a w następnym poście będą podziękowania :) dziękuję za tyyyle obserwatorów. Jesteście kofffani :***
Coraz więcej nowych osób komentuje rozdziały, że aż mam ochotę skakać ;3 a więc miłego czytania i baaardzo proooszę o opppinie xD ;) Rozdział nie najdłuższy bo za oknem burza, także zaraz zabiorą neta :( miłego czytania ;3
--------------------------------------------------------
Co pamiętam... hmmm. Nagły wybuch, dziura w drodze, trzech półżywych herosów i załamkę Hazel. No dobra, zacznę od początku. Nie powiem wam kto zawołał o pomoc, bo nie wiem. Wszyscy staliśmy osłupieni i zdezorientowani. Chcemy zabrać sztandar, nagle Bum! Z dziury spada trzech obozowiczów. Jednak najgorzej wszystko zniosła Hazel. W końcu gdyby to o mojego brata chodziło, to też bym płakała... ale cóż, wszyscy musieliśmy iść spotkać się z Panem D, a ja naprawdę nie miałam na to ochoty. Piper szła z przyjaciółką, a ja wyrównałam krok z Mirkiem. Spojrzał na mnie, po czym odwrócił głowę. Szliśmy w milczeniu przez jakieś dwadzieścia metrów, gdy przed nami pojawił się Leo.
- Czy to prawda, że wrócili ledwo żywi? -Zapytał Mirca, a on skinął głową. - Biedna Hazel, rok temu omal nie straciła brata...
- Co się stało rok temu? Zapytałam.
- Twoja mamuśka nieźle namieszała... no co nie patrz tak na mnie! To prawda! A mianowicie, powstało większość gigantów i mieli mordercze zamiary... tylko że im przerwalśmy...
- My?
- Ja, Hazel, Piper, Percy, Annabeth, Jason i Frank. Ostatnia dwójka jest w obozie Jupiter. No i zapomniałem dodać o pomagających... To będzie Reyna, Nico, Glesson, Dakota i paru innych . No więc giganci próbowali obudzić Gaję, do czego potrzebowali krwi dwóch półbogów, dziewczyny i chłopaka. No więc Annabeth została ranna w nogę, a Percy dostał nagłego krwotoku z nosa i Bum! Gaja wstała, wydarła się, potem ją złapałem z Festusem...
- Festusem?
- Mój spirzowy smok.
- Masz spoirzowego smoka?! Bogowie, gdzie?
- Spokojnie, jest w bunkrze 9 i jest nie groźny. Na czym skończyłem? Aha... no więc Jason i Piper dotarli do mnie po paru minutach i utrzymywaliśmy Gaję w powietrzu a Piper próbowała ją uśpić. Potem ona się rozwaliła a ja umarłem i...
- Nie chce być nie miła, ale skoro umarłeś, to nie powiwnieneś, no wiesz...
- Lekarstwo lekarza. Halo!
- Acha... spoko rozumiem.
- No więc jak umarłem, to Festus wsyrzyknął mi to paskudztwo i jakiś żyje. No więc dotarłem na wyspę Calypso i ją z tamtą zabrałem...
- Czekaj. Wyspa Calypso, tak? Z tego co wyczytałam nie można wrócić tam dwa razy, chyba że... nie wierzę! Serio?
Leo wystrzeżył żeby w szerokim uśmiechu.
- Brawo! Załapałaś!
- A gdzie jest teraz twoja dziewczyna?
- Chwilowo na Olimpie. Ma wrócić za tydzień - powiedział ze smutkiem. Po czym popatrzył przed siebie. - Ups. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Pan D nie ma humoru, będę spadał. Powodzenia.
Spojrzałam przed siebie, rzeczywiście przed domem stał baaardzo rozłoszczony Dionizos. Nie powiem, naprawdę nie chciałam się z nim spotkać... w oczach błyskały mu czerwone ogniki, a na twarzy... lepiej nie będę mówić, bo uciekniecie. No więc, weszliśmy do środka i zobaczyliśmy Chejrona i jakiegoś satyra. Spojrzałam pytającym wzrokiem na Mirca. Dostałam bezgłośnią odpowiedź: później.
Dopiero teraz zauważyłam, że obok centura stoi dwóch chłopców.
Will z domku Apollina i mój przyjaciel Max. Wszyscy byli pogrążeni w rozmowie.
Will odwrócił się w naszym kierunku i szepnął coś do Chejrona, a ten spojrzał w naszym kierunku i przytruchtał do nas pytając:
- Czy moglibyście wszyscy, Hazel, Piper wy też, wyjaśnić mi dokładnie co się stało?
Zaczęliśmy opowiadać, każdy po trochu, a kiedy skończyliśmy, Chejronem podszedł do Pana D i powiedział mu coś pół głosem, z czego usłyszałam jedno zdanie.
Sprawy mają się gorzej niż myśleliśmy. Musisz zawiadomić Zeusa.
Pan D spojrzał na niego wilkiem.
- Myślisz że nie próbowałem? - powiedział głośno. - Ojciec nie chce o tym słuchać. Sam nie wie co robić...
W oddali rozległ się grzmot.
- Bla bla bla... jednak wie. Ale co z tego skoro wysłał już Aresa, Hermesa i Apolla, a żaden z nich nie znalazł źródła tego paskudztwa.
- Proszę Dionizosie. Dobrze wiesz co się dzieje. On... to stanowi większe zagrożenie niż kto inny.
- Dzieciaki wyjdzcie... Proszę - Powiedział Pan Da sarkazmem, tak jakby to słowo paliło w twarz. - Wy, dwaj macie zostać - pokazał palcem na Maxa i Willa. Popatrzyłam na nich. Max wzruszył ramionami. Wyszliśmy na werandę. Piper poszła z Hazel do trzyanstki, a my zostaliśmy sami.
- Ty wiesz co to jest, prawda? -Zapytałam Mirca. Spojrzał na mnie spokojnie.
- Mam parę podejrzeń, ale żadne nie wydaje mi się logiczne. Jeśli mówią o kimś, to mógł by być każdy, jeśli o czymś to już gorzej. Na przykład mógł by być Aliastos, potwór, umiący oszukiwać umysłu bogów i śmiertelników.
- Aha... to nie dobrze.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Mirco podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Będziesz zawsze, prawda? -Zapytałam.
Przez chwile milczał, po czym powiedział.
- Zawsze.
------------------------------------------------------
No więc, Mirco i Kate tak jakby są parą. Jeszcze nie wiem jak bardzo rozwine ich znajomość... ale ;3 Kate stała się odważniejsza, jakoś do tej pory nie zemdlała i nie płakała, a Mirco... cóż. Mam do niego jeszcze parę planów więc będzie ciekawie :3
Rozdziały będą się pojawiać trzy razy w tygodniu... to będzie
Poniedziałek
Czwartek
Sobota :)
Bo musze mieć czas na pisanie i odpoczywanie ( no w końcu wakcje są! ) wiec mnie chyba nie zabijecie :)
Dziękuję za uwagę :* do soboty
Świetny rozdział :)! A końcówka też mega :3. Ciekawe jak zareaguje Max gdy się dowie że Mirco i Kate są razem :O! Czekam na następny rozdział <3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ♥!
Nie nie nie! KATE MA BYĆ Z MAXEM!!!! a tak na serio to bardzo fajny rozdział :*
OdpowiedzUsuńTak zgadzam się z Martą KATE MA BYĆ Z MAXEM ! ;D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle wspaniały :>
Weny życzę ! <3
Hah <3 dziękuję wszystkim, ale pisałam ze oni są tak jakby razem :D jeszcze nie wiadomo co się stanie :)
OdpowiedzUsuń