Rozdział z dedykacją dla Agi 03 :) dziękuję *-* następny dodam w czwartek :D
Hej, Kate obudź się. Ktoś potrząsał mnie za ramię. Otworzyłam oczy. Nademną stał uśmiechnięty Max.
- MAX! - Krzyknęłam i rzuciłam się mojemu przyjacielowi na szyję.
- Udusisz mnie. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak się o ciebie martwiłam - z oczów poleciały mi łzy. - Nigdy więcej tak nie rób. Nigdy...
Max przytulił mnie mocno do siebie. Przy nim czułam się taka... taka wyjątkowa. Tylko on mnie rozumiał.
- To co. Może mały spacer na arenę?
Zapytał a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Kto ostatni ten burak! Krzyknęłam i pobiegłam w dół zbocza. Juz myślałam że wygram, gdy nagle ktoś przeskoczył nademną i wylądował dokładnie po środku areny.
- Część buraku.
- To było nie fair! - Zaprotestowałam.
- Nie było zasad gry. - Posłał mi ten swój diabelski uśmieszek. Po czy poszedł na koniec areny i przyniósł dwa miecze. Jeden rzucił mi. Złapałam miecz. Był idealnie wywarzony. Klinga błyszczała srebrem a rękojeść była owinięta czarną skórą.
- Yhym... po co mi ten miecz?
- Pora nauczyć cie walczyć. Nie zawsze będę się rzucał aby cię uratować. - kolejny uśmiech. - Twój miecz jest zrobiony z niebiańskiego spirzu a mój z cesarskiego złota. Twój zabija tylko potwory, ale ja mogę zabijać śmiertelników.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, zaatakował. Odparowałam cios. Boże... przecież ja nigdy nie miałam czegoś takiego w dłoni, wiec jakim cudem jeszcze żyje? Pomyślałam.
Uskoczyłam przed kolejnym ciosem i uderzyłam płazem miecza w pierś Maxa. Zatoczył się do tyłu. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Spróbowałam jeszcze raz, ale tym razem jakby przewidział co zrobię. Uderzył w rękojeść a miecz wypadł mi z dłoni.
- Proszę proszę... kogo my tu mamy. - Odwróciłam się. Za mną stał Mirco i uśmiechał się chłodno. - Widzę że wyzdrowiałeś.
- nikt cię tu nie zapraszał- wycedził Max przez zęby - wiec spadaj.
- Bo co? Chlustniesz mi wodą w twarz? Mirco zaśmiał się szyderczo.
- Zaraz zaraz... po kolei. To wy się znacie? - Zapytałam zdezorientowana.
- Tsaaa, tak jakby. Kate nie zadawaj się z nim. Błagam.
Czas zwolnił. Mirco zamachną się na Maxa swoim mieczem. Max odparował cios. Coś było nie tak. Miecz Mirca wydawał błyszczeć kiedy uderzał nim w Maxa. Albo to jego miecz pozbawiał Maxa siły, albo... sama nie wiem co. Mirco uderzył z taką siłą, że Max spadł na ziemię i osunął pięć metrów od niego. Ten podszedł do niego i przytkał czubek miecza do gardła.
,, Wolisz żebym cie zabił tutaj, czy może w wodzie? "
Uniósł miecz. Nagle mój gniew eksplodował. Podeszłam do niego i krzyknęłam.
Ty wielki... oślizgły... dupku... krzyknęłam. Z ziemi wyszedł konar drzewa (wyszedł dosłownie) i owinął się wokół nóg Mirca.
NIKT! ALE TO NIKT! NIE MA PRAWA ZABIJAĆ MOICH PRZYJACIÓŁ!
Po tyc słowach podeszłam do Maxa i podałam mu rękę. Złapał ją i wstał.
- Jak ty to...
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie zniosła bym gdyby on cię zabił. Po prostu czułam że mogę to zrobić.
I odeszliśmy zostawiając Mirca z moim korzeniem drzewa...
;)
Jej :) ! Max żyje! Super rozdział. Mam nadzieję że następne będą dłuższe ;). No oczywiście mam też nadzieję na to że może uda Ci się wstawić rozdział jeszcze dziś :3 :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ♥!
Żyję żyje *-* może dodam dzisiaj ^^ i tak, postaram się aby następny rozdział był dłuższy :* ♥
Usuń